Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stylizacja włosów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stylizacja włosów. Pokaż wszystkie posty

16:04:00

CANTU AKTYWATOR DO LOKÓW - CZEMU SIĘ NIE POLUBILIŚMY?

CANTU AKTYWATOR DO LOKÓW - CZEMU SIĘ NIE POLUBILIŚMY?
Witajcie Kochani :)
Jakiś czas temu dostałam bardzo przyjemny upominek od sklepu loczek.pl :) Znalazła się tam między innymi miniatura wersja aktywatora do loków od Cantu. Musiałam zatem jak najszybciej go przetestować, w kilku różnych myciach i konfiguracjach. Zapraszam Was na recenzję.


Skład:
Skład jest humektantowo-emolientowy, z początku składu mamy więcej humektantów, niż emolientów. I pewnie ten fakt sprawił, że nie polubiłam się z Cantu, ale o tym dalej. Tuż po wodzie mamy nawilżającą glicerynę, dalej emolient tłusty, nawilżający glikol roślinny, antystatyk, emolient tłusty, masło shea, kondycjoner i zapach. Po zapachu mnóstwo dobroci, oleje i ekstrakty. Są też aminokwasy jedwabiu. Widać, że tych olejków po zapachu trochę jest, czuć, że cantu jest tłusty. Może to też być zasługa masła shea, w każdym razie to odżywczy produkt.

Humektanty emolienty antystatyki

Water, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Propanediol, Behentrimonium Methosulfate, Stearyl Alcohol, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter (masło shea), Polyquaternium-11, Parfum, Cetyl Alcohol, Polyquaternium-10, Phenoxyethanol (konserwant), Polysorbate, Glycine Soja (Soybean) Oil (olej sojowy), Olea Europaea (Olive) Fruit Oil (oliwa z oliwek), Ethylhexylglycerin (konserwant), Silk Amino Acids (aminokwasy jedwabiu), Canola Oil (olej rzepakowy), Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Juice (Decolorized) (sok aloesowy), Hydrolyzed Silk (jedwab hydrolizowany), Lonicera Caprifolium Flower Extract (ekstrakt z kwiatów wiciokrzewu przywiercień), Macrocystis Pyrifera Extract (wyciąg z wielkomorszczynu gruszkowatego), Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract (wyciąg z szałwii), Vitis Vinifera (Red Grape) Seed Extract (wyciąg z pestek czerwonych winogron), Urtica Dioica (Nettle) Extract (ekstrakt z pokrzywy zwyczajnej), Cocos Nucifera (Coconut) Fruit Extract (ekstrakt kokosowy), Persea Gratissima (Avocado) Oil (olej avocado), Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil (olej ze słodkich migdałów), Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil (olej jojoba), Mangifera Indica (Mango) Seed Butter (masło mango), Argania Spinosa (Argan) Kernel Oil (olej arganowy), Melia Azadirachta (Neem) Seed Oil (olej neem), Daucus Carota Sativa (Carrot) Seed Oil (olej marchewkowy), Macadamia Ternifolia (Macadamia) Seed Oil (olej macadamia), Mangifera Indica (Mango) Seed Oil (olej z pestek mango), Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil (olej z pestek winogron), Benzyl Benzoate, Coumarin, Hexyl Cinnamal

Konsystencja i zapach:
Zapach bardzo przypadł mi do gustu, jest słodko-kokosowy, uwielbiam takie słodkości. Dla niektórych pewnie będzie zbyt mdły ;) Konsystencja gęsta i tłusta, widać, że będzie to ciężki kosmetyk.


Działanie:
Cantu aktywator najczęściej stosuje się na dwa sposoby - albo jako samodzielny stylizator (polecam mniej), albo jako odżywkę bez spłukiwania pod stylizator właściwy. Próbowałam tak i tak, jeśli już mam wybierać, to nieco lepiej było, kiedy użyłam go jako odżywki bez spłukiwania. Pierwszy raz nałożyłam deczko za dużo i mocno mnie obciążył, potem dosłownie troszkę na ociekające wodą włosy. Później mój ulubiony żel syoss men power hold. Tuż po wysuszeniu było całkiem ok, jednak z godziny na godzinę włosy stawały się coraz mocniej suche i matowe. Kolejnym razem było tak samo. Tak niestety działa na moje włosy gliceryna, jeśli nie zamknę jej emolientem. To jeden z mniej lubianych przeze mnie humektantów, choć za glikolem również nie przepadam. Wiem, że Cantu ma chyba samych zwolenników, ciekawa jestem, czy komuś z Was też nie przypadł do gustu? Całuję :*



20:18:00

Taft - irresistible power - czyli słynny, złoty żel taft dla fal i loków

Taft - irresistible power - czyli słynny, złoty żel taft dla fal i loków
Witajcie Kochani :)
Odpowiedni stylizator to bardzo ważny element w przypadku pielęgnacji naszych fal i loków. Wiele z nas wybiera żele - sama należę do grona ich zwolenników. Od jakiegoś czasu testuję żele taft - dzisiaj przychodzę z recenzją żelu taft irresistible power, czyli słynnego złotego tafta ;)


Skład:
Skład to pierwsza rzecz, na którą zwracam uwagę, kiedy wybieram żel do włosów. Złoty żel taft spełnia wszystkie moje warunki idealnego stylizatora - nie ma wysuszającego alkoholu, ma mocne polimery, ma niewiele humektantów - tutaj mamy glicerynę i panthenol troszkę przed zapachem. No i jest niedrogi, a jak wiemy, żelu się zużywa całkiem sporo. Jest łatwo dostępny w rossmannie, choć w moim akurat nie było tej wersji, dorwałam w carrefour.


Zapach i konsystencja:
Niestety nie przepadam za zapachem tego żelu - przypomina mi jakąś wodę toaletową, jakich używają starsi panowie - oczywiście nie obrażając panów ;) Na szczęście szybko ulatnia się z włosów. Konsystencja jest nieco gęstsza od niebieskiego tafta.

Działanie:
Żel bardzo dobrze się spisuje na moich włosach i lubię go coraz bardziej. Jest słabszy od mojego ukochanego syossa men power hold, jednak i tak bardzo ładnie podkreśla skręt i utrwala go. Zaletą jest to, że następnego dnia nie matowi tak włosów, jak zdarza się to syossowi. Zostawia lekkie sucharki, mogę użyć go całkiem sporo, aplikuję na ociekające wodą włosy, oczywiście pod spodem jest odżywka bez spłukiwania. Jest niedrogi, szybko się kończy, ale tak to już jest z żelami ;) Zgodny z metodą curly girl, nic, tylko próbować. Miła niespodzianka po rozczarowaniu niebieskim taftem.

A zdjęcia na bloga robią się tak :)



Zapraszam na mojego włosowego instagrama --> KLIK KLIK

19:23:00

Taft - Stand Up Look - czyli niebieski żel do włosów taft ;)

Taft - Stand Up Look - czyli niebieski żel do włosów taft ;)
Witajcie Kochani :)
Znowu życie mnie wciągnęło, ale jestem, wracam, nie znikam :) Dzisiaj chciałabym Wam wreszcie opowiedzieć o jednym z osławionych żeli taft - a mianowicie o wersji niebieskiej, zgodnej z metodą CG. Jeśli chodzi  o inne żele taft - zgodna z metodą CG jest jeszcze wersja złota - KLIK oraz przezroczysta - ale tylko dla osób, które uznają w tej metodzie polyquaternia i quaternia. Ale wracając do tatfa niebieskiego - zużyłam całe opakowanie, ale tylko dlatego, że mogę go nakładać bardzo dużo, zupełnie inaczej, niż z moim ukochanym żelem syoss men power hold ;)

żel niebieski taft





















Skład:
Rzadko kiedy analizuję składy żeli składnik po składniku - najczęściej piszę jednak o ilości polimerów, konserwantach, zawartości alkoholu oraz humektantów i ich wysokości w składzie. Tutaj będzie tak samo. Żel nie jest bardzo mocny, ma dosłownie jeden polimer PVP na 2 miejscu w składzie, dość wysoko w składzie fenoksyetanol - niezbyt ładny konserwant. Gliceryna czyli humektant na 6 miejscu w składzie, kolejny humektant - panthenol na 8 miejscu. Po zapachu kolejny brzydki konserwant. Zauważyłam, że producenci żeli do włosów niestety często stosuję te właśnie konserwanty. Alkoholu brak ;)



Konsystencja i zapach:
Zapach bardzo mi się podoba, chyba najładniejszy ze wszystkich taftów, jakie miałam. Jakby owocowo-męski, chociaż wiadomo, zapach kwestia gustu ;) Jest mniej gęsty od syossa. Raz go rozwodniłam, ale wtedy miałam wrażenie, jakbym nie nałożyła żadnego żelu, najlepiej stosować go w takiej postaci, w jakiej już jest ;)

Działanie:
No i niestety - moje fale 2c najbardziej lubią się z mocno polimerowymi żelami, które mają humektanty daleko w składzie. Tutaj ta gliceryna czy panthenol raczej mi nie zaszkodziły jakoś mocno, ale sam żel dość słabo podkreśla mój skręt. Oczywiście nie jest tak, że nic nie robi, ale jednak lubię efekt po syossie i już od tylu lat się do niego przyzwyczaiłam. Można nakładać go wiele, sucharków u mnie praktycznie brak, a to już znak, że z danym żelem prawdopodobnie się nie polubię - i tak było tym razem. Jakoś daje radę przy reanimacji, ale i tutaj wolę inne produkty, np. różowy krem do loków boots. Skończył mi się dość szybko, ale naprawdę łyżka na jedno mycie szła spokojnie, a efektu wielkiego nie było. Próbowałam też z groszkami, ale to już jednak wielka klapa ;) Inne tafty - złoty i przezroczysty - spisały się lepiej, ale o nich napiszę Wam niedługo.



Jaki jest Wasz ulubiony stylizator? :) Całuję :*

14:32:00

ŻEL DROGERYJNY VS ŻEL LNIANY?

ŻEL DROGERYJNY VS ŻEL LNIANY?
Witajcie Kochani :)
Kilka lat temu zrobiłam tutaj taki krótki wpis porównujący żele drogeryjne i żel lniany, czyli nasz popularny glutek :) Wtedy jednak miałam troszkę inne zdanie niż teraz i chciałam temat odświeżyć. Przeczytajcie wady i zalety każdego z nich i wybierzcie swojego ulubieńca :)



Wstęp:
Przepis na wykonanie żelu lnianego i jego zastosowanie w pielęgnacji włosów możecie znaleźć tutaj. W tym poście zamieściłam sposób na jego konserwację - zakonserwowany może sobie spokojnie postać dłużej w łazience, nie trzeba go gotować co tydzień ;) A co mam na myśli, pisząc "żel drogeryjny"? A no na przykład takie żele, jakie widzicie na zdjęciu poniżej. Żele balea nie są u nas dostępne, ale isanę i syossy zna chyba większość z nas :) Edit - żel isana ma już alkohol, zatem nikomu już go nie polecam, mocno przesusza.




Żel drogeryjny - zalety:
Żele drogeryjne niewątpliwie mają swoje zalety. Jedną z nich jest fakt, że bardzo ładnie i na długo podkreślają oraz wzmacniają skręt włosów, zarówno loczków, jak i fal. Wszystko za sprawą polimerów - im żel mocniejszy, tym ma więcej polimerów i ładniej utrwali oraz podkreśli skręt. Możemy wybierać spośród żeli nieco słabszych, z mniejszą ilością polimerów - np. żele bielenda czy niedrogie żele ze sklepów spożywczych w słoiczkach, a także spośród tych mocniejszych - tutaj głównie żele syoss.  Kolejną zaletą, w porównaniu do żelu lnianego jest to, że jest to kosmetyk gotowy do użycia, nie musimy go gotować i może długo stać w łazience, u mnie żele stoją nawet kilka lat ;)

Żel drogeryjny - wady:
Drogeryjne żele mają też niestety wady - zwłaszcza następnego dnia niestety nieco czuć je na włosach. Na pewno ważne jest dokładnie odgniecenie charakterystycznych sucharków z żelu - po tym wrażenie sztywności mija. Jednak czuć, że na włosach jest stylizator, zupełnie inaczej jest w przypadku żelu lnianego - on zostawia mięciutkie, gładkie loczki.  Jednym ten efekt przeszkadza bardziej, innym w ogóle.  Żele drogeryjne mogą nam też lekko strączkować włosy i odznaczać się na nich, ale to też zależy od ilości, której użyliśmy. Pod żel warto też dać odżywkę bez spłukiwania, dzięki czemu żel będzie mniej wyczuwalny. Niektóre żele zostawiają włosy matowe i szorstkie, jeśli jednak nałożymy je na ociekające wodą włosy i na odżywkę b/s - nie powinno tak być ;)




Żel lniany - zalety:
Włosy po żelu lnianym są cudowne w dotyku - mięciutkie, nawilżone, elastyczne - to zupełnie inny efekt, niż po żelu drogeryjnym. Dodatkowo żel lniany sprawia, że włosy pięknie i zauważalnie błyszczą. Nawilża, bardzo mocno nawilża :) Żel nie usztywnia włosów, jak zdarza się to żelom z polimerami. Bardzo ciężko z nim przesadzić - można kłaść łyżkę czy dwie, potem odgnieść ewentualnie sucharki i gotowe - piękne włosy :) No i to sama natura Panie i Panowie :)

Żel lniany - wady:
Ażeby tak pięknie nie było - glutek lniany ma i swoje wady. Na pewno wadą jest to, że trzeba go gotować. Niby takie nic, ale czasem się nie chce. Żel dość szybko się psuje, bo już po jakiś 10 dniach w lodówce. Ale można go zakonserwować i z konserwantem spokojnie sobie z miesiąc w łazience postoi - link jest nieco wyżej ;) Żel lniany może słabiej i na krócej podkreślać skręt, niż żele drogeryjne - i dla mnie to jest niestety wada, przez którą dosyć rzadko go używam. Może on również włosy puszyć, zwłaszcza zimą, ponieważ sam w sobie jest nawilżaczem. Samej kilka razy mi się to zdarzyło, ale duże znaczenie ma też w moim przypadku to, co nałożę przed żelem. I ostatnia wada, która troszkę uprzykrza mycie - włosy z glutkiem bardzo długo schną. Przez to, że są tak nawilżone, że woda we włosie jest zatrzymana, schną naturalnie zamiast 2 godzin - z 5 albo 6 ;) Nawet suszarką suszyć muszę dłużej, ale czego nie robi się dla pięknych włosów :)




Który żel wolicie - lniany, czy drogeryjny? :) Całuję :*

16:04:00

Zdjęcia moich włosów po różnych stylizatorach :)

Zdjęcia moich włosów po różnych stylizatorach :)
Witajcie Kochani :)
O tym, co może zrobić z włosami dobry stylizator - pisałam Wam już nie raz i nie dwa ;) Mogę użyć ulubionego oleju i najlepszej maseczki, ale jeśli wgniotę we włosy żel czy krem, za którym nie przepadają moje fale - praktycznie zawsze spotka mnie włosowa klęska ;) Chciałabym w dzisiejszym poście pokazać Wam, jak moje włosy prezentują się po różnych stylizatorach - głównie żelach i kremach.



1. Żel syoss men power hold
Na początek mój ulubiony żel, o którym piszę Wam już chyba od 2 lat ;) Zawsze mam po nim mocny skręt, warunkiem jest to, aby nałożyć go naprawdę niewiele (u mnie kilka groszków) oraz pod spód koniecznie zaaplikować odżywkę bez spłukiwania.





2. Żel syoss men max hold 
Brat mojego ukochanego syossa - nie spisuje się jednak dobrze. Spisuje się wręcz okropnie, pewnie przez zbyt dużą ilość gliceryny w składzie. Skręt podkreśla nawet dobrze, co z tego, jak włosy zaraz się puszą i dziwnie sklejają. Oj, produkt kompletnie nie dla mnie ;)




3. Żel isana hidden control 
Mój ulubiony żel, zaraz po ukochanym syossie power hold. Troszkę słabiej podkreśla skręt, ale mam po nim ładniejszą objętość. Ciężej z nim przesadzić - mogę nałożyć nawet łyżeczkę żelu. No i często pod spód nie daję już odżywki bez spłukiwania.




4. Żel bielenda z czarną rzepą
Kompletnie nie mogę dogadać się z tym żelem :) Po kilku godzinach puszy mi włosy, robi też dziwne strączki i słabo podkreśla skręt.




5. Marion satynowe mleczko do kręconych włosów
Zawsze, ale to zawsze mogłam po nim ujrzeć taki obraz nędzy i rozpaczy, jak widzicie poniżej. Puch, suchość, jakbym normalnie rozczesywała loki na sucho. Coś strasznego.




6. Isana krem do loków
Kolejny tragiczny produkt do stylizacji, którego używałam. Nakładałam go naprawdę troszeczkę, raz na bardzo mokre włosy, innym razem tylko wilgotne. Za każdym razem strąki i bardzo słabo podkreślony skręt, włosy jakby tłuste.




7. Żel lniany
Tutaj mamy przedziwną sytuację :) Raz żel spisuje się świetnie, innym razem bardzo źle. Najlepiej jest, jeśli użyję go w odpowiednią pogodę (niezbyt gorąco, niezbyt wilgotno, niezbyt sucho), nałożę sporą ilość koniecznie na ociekające wodą włosy nad wanną. Wtedy spisuje się tak, jak na zdjęciu poniżej:


Jeśli jednak nałożę go na odciśnięte z wody włosy, te kręcą się dużo słabiej i robią się takie dziwne strączki, jak na zdjęciu niżej:



8. Krem do loków boots
Niby nie jest zły, ale słabo podkreśla mi skręt, a dodatkowo za kilka godzin włosy zaczynają się strączować. Lubię go za to bardzo do reanimacji skrętu na drugi dzień :)




9. Żel isana styling gel power
Chodzi mi o tą starszą wersję bez alkoholu, teraz niestety są już tylko żele z alkoholem. Spisywał się u mnie idealnie, nakładałam kilka groszków, strasznie żałuję, że zmienili skład na gorszy.





Z tego wszystkiego wychodzi, że najlepiej spisują się u mnie żele z mocnymi polimerami, nałożone w niewielkiej ilości - i tego będę się trzymać. Kremy i mleczka niestety na minus ;)

10:46:00

Żel isana hidden control - czyżby konkurencja dla ukochanego syossa? :)

Żel isana hidden control - czyżby konkurencja dla ukochanego syossa? :)
Witajcie Kochani :)
Jak pewnie wiecie, nie wyobrażam sobie stylizacji moich fal bez dobrego żelu do włosów :) Od wielu, wielu miesięcy bez przerwy używałam ukochanego żelu syoss men power hold, o którym bardzo często Wam już wspominałam. Recenzję możecie przeczytać w TYM POŚCIE. Nie tak dawno jednak poleciłyście mi inny żel, również dostępny w rossmannie. Jest to żel isana hidden control. Różni się całkowicie od mojego dotychczasowego ulubieńca, spisuje się u mnie jednak bardzo dobrze. Przeczytajcie, za co go tak polubiłam :)


19:59:00

Stylizacja fal i loków - żele i kremy - recenzja zbiorcza

Stylizacja fal i loków - żele i kremy - recenzja zbiorcza
Witajcie Kochani :)
Ostatnio na facebooku pokazywałam Wam kolekcję stylizatorów do moich falowanych włosów ;) Padła propozycja, aby stworzyć recenzję zbiorczą i napisać krótko o każdym z nich, żeby wszystko było w jednym miejscu. Spełniam życzenie :)



13:58:00

Marc Anthony, Strictly Curls, Curl Envy Perfect Curl Cream - Krem do loków

Marc Anthony, Strictly Curls, Curl Envy Perfect Curl Cream - Krem do loków
Witajcie Kochani :)
Obiecałam Wam ostatnio recenzję pewnego bardzo ciekawego kremu do loków, który otrzymałam od Kochanej Czytelniczki Kasi :) Ostatnio moje włosy są bardzo oszczędnie pielęgnowane (Synek przechodził skok rozwojowy i było naprawdę gorąco hehe). Najczęściej myję je szamponem i stylizuję szybciutko jakimś kremem do loków czy odżywką bez spłukiwania, schną naturalnie. Widzę jednak, że włosy stają się już bardziej suche, czas wprowadzić wreszcie jakąś maseczkę czy odżywkę chociaż raz w tygodniu. Chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć coś więcej o kremie do loków Marc Anthony, zapraszam na recenzję ;) Marc Anthony z tego co widzę ma jeszcze bardzo ciekawie wyglądający żel do loków w sprayu, nie widzę niestety nigdzie składu.


17:02:00

Kręcone problemy: suche i matowe włosy po żelu

Kręcone problemy: suche i matowe włosy po żelu
Witajcie Kochani :)
Troszeczkę zaniedbałam SERIĘ KRĘCONE PROBLEMY - ostatnie posty były w grudniu ;) Dzisiaj przychodzę do Was z nowym tematem, który dość często przewija się w komentarzach na blogu. Wiem, że bardzo często macie problem z suchymi i matowymi włosami po żelach do włosów. Nie lubicie efektu na waszych kręciołkach czy falach po żelu. Nijak nie możecie ich używać, a jakoś chciałybyście ten skręt włosów podkreślić. O żelach do włosów pisałam już kilka postów, możecie zerknąć TUTAJ. Dzisiaj zajmiemy się tematem raz jeszcze, może uda mi się przekonać kilka z Was do żelu :)



12:18:00

Żel syoss max hold w stylizacji falowanych i kręconych włosów

Żel syoss max hold w stylizacji falowanych i kręconych włosów
Witajcie Kochani :)
Jak może część z Was pamięta, od ponad roku z sukcesem używam do stylizacji włosów wspaniałego żelu do włosów z rossmanna. Mowa o żelu syoss men power hold - moje zachwyty możecie przeczytać TUTAJ oraz TUTAJ :) Kilka miesięcy później, po wykończeniu tubki ulubionego żelu skusiłam się na jego czarno- zielonego brata, a dokładniej wersję syoss max hold. Jesteście ciekawe, jak spisał się ten żel? Zapraszam na recenzję :) 

13:39:00

Jessicurl: Awe Inspiraling Spray - spray do reanimacji skrętu kolejnego dnia

Jessicurl: Awe Inspiraling Spray - spray do reanimacji skrętu kolejnego dnia
Witajcie Kochani :)
Pamiętacie jeszcze mój zestaw kosmetyków do włosów Jessicurl, który pokazywałam Wam w tym poście? :) Czas powoli popisać kilka recenzji. Nie wszystkie produkty niestety przypadły moim włosom do gustu, no ale jak ma się takie wybredniaki, jak ja, to czemu się dziwić ;) W dzisiejszym poście chciałabym Wam przedstawić produkt o wdzięcznej nazwie Awe Inspiraling Spray - a na nasze to taki ciekawy spray reanimujący skręt włosów drugiego czy trzeciego dnia, a także w ciągu dnia ;) Czy jednak moje fale się z nim polubiły? Przeczytajcie :)


20:00:00

Kosmetyki dla włosów falowanych i kręconych - zestaw początkowy cz. II

Kosmetyki dla włosów falowanych i kręconych - zestaw początkowy cz. II
Witajcie Kochani :)
Bardzo cieszy mnie to, że tak ciepło przyjęłyście pierwszą część cyklu, w której zamieściłam gotowe zestawy maseczek i odżywek dla włosów falowanych i kręconych. W dzisiejszym poście obejrzymy sobie stylizatory, szampony i oleje :)

Stylizatory:

09:46:00

Żel do włosów syoss men power hold - skręca, zakręca i podkręca - i nie ma alkoholu :D

Żel do włosów syoss men power hold - skręca, zakręca i podkręca -  i nie ma alkoholu :D
Witajcie Kochani :)
Jest, jest, jest! :) Wreszcie odnalazłam idealny żel do włosów, a tym samym następcę żelu z isany. Czytelniczka (:*) poleciła mi jakiś czas temu męski żel syoss power hold w czarno-pomarańczowym opakowaniu. Trafiłam wreszcie do rossmanna, obejrzałam skład i wrzuciłam do koszyka tubkę 250ml. Przy kasie zostawiłam tylko 9,99. Od tej pory jesteśmy nierozłączni. Przeczytajcie, za co pokochałam tego małego cudotwórcę :)



14:08:00

Mój pierwszy raz z żelem do włosów syoss men :)

Mój pierwszy raz z żelem do włosów syoss men :)
Witajcie Kochani :)
Od kilku miesięcy bez przerwy Wam marudzę, że kończy mi się ostatnia tubka wspaniałego żelu do włosów isana men, w czarno pomarańczowym opakowaniu. Była to wersja bez alkoholu, która wspaniale utrwalała moje fale. Została mi porcja na dosłownie kilka razy, na szczęście Kochana Czytelniczka poleciła mi męski żel syoss, który również znajduje się w czarno-pomarańczowej tubie. Wczoraj użyłam go po raz pierwszy i chciałabym Wam opisać moje wrażenia :)

Co dokładnie zrobiłam? Umyłam włosy szamponem barwy, ponieważ były już dość mocno obciążone i nie chciały się kręcić. Następnie nałożyłam mieszankę: kallosa omega, 2 kropel panthenolu, 2 kropel oleju z pestek moreli i 5 kropel keratyny hydrolizowanej :) Potrzymałam wszystko 15 minut pod ręcznikiem, a następnie spłukałam ciepłą wodą.  W ociekające wodą włosy nad wanną wgniotłam porcję 1 rozwodnionego kallosa omega. Zawinęłam włosy na dosłownie 5 sekund w bawełniany podkoszulek, żeby odciekła największa ilość wody. Ściągnęłam go, rozczesałam włosy palcami i zaczęłam wgniatać żel syoss, dokładnie małą łyżeczkę :) Był bardzo lepki, jeszcze bardziej, od męskiej isany i mrożącej joanny. Przy ugniataniu czułam już, jak robią się lekkie strączki. Zaczęłam suszyć włosy suszarką z dyfuzorem. Po wyschnięciu włosów strączki były tak sztywne i twarde, że aż śmiałam się do mojego Wojtka, że zaraz się połamią ;) Odciskałam je z 2-3 minutki w gładką apaszkę, pięknie puściły i zobaczyłam taki widok:

Zdjęcia z lampą, było już późno:

Tutaj zdjęcie strączków, szałowe co? :D

A tutaj włosy rano, już w naturalnym świetle, bez lampy, po porannej reanimacji samą wodą:

Zobaczcie, jak mocno się pokręciły ;) W spodniej warstwie mam aż 4 korkociągi, cała reszta też dużo mocniej się skręciła :) Co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło rano po nocy -  już Wam piszę :) Spałam normalnie w kucyku, rano pomoczyłam tylko włosy, podsuszyłam z 5 minut dyfuzorem i doschły sobie. Znowu powstały lekkie sucharki (nie dokładałam żadnego żelu), odcisnęłam je i powstał znowu bardzo mocny skręt, to ten na zdjęciu powyżej bez lampy. Normalnie na drugi dzień skręt miałam słabszy, a tutaj jest taki sam, jak dnia wczorajszego :) Coś czuję, że szykuje się nowy ulubieniec, bardzo mnie to cieszy. Będę jeszcze kombinować z ilością nałożonego żelu, teraz była łyżeczka, może spróbuję z połową ;)


Zdjęcie żelu, w rossmannie jest jeszcze taki w srebrnej tubie z fajnym składem:
A tutaj skład dla zainteresowanych :) Nie ma alkoholu, nawilżacze przed zapachem.


Pełna recenzja pojawi się za jakiś czas, chociaż już ten post już by za nią uszedł ;) Przetestuję jednak żel dokładnie, oby tylko nic się nie zmieniło. Macie syossa w swoich zbiorach? :) Całuję:*

08:07:00

Żel do włosów cien z lidla - czy może konkurować z moim dotychczasowym ulubieńcem?

Żel do włosów cien z lidla - czy może konkurować z moim dotychczasowym ulubieńcem?
Hej hej Kochane :)
Używałam już wielu żeli do włosów, czas wreszcie je wszystkie zrecenzować :) Do tej pory moim ulubieńcem jest cudowny żel z isany, któremu oczywiście musiano zmienić skład i dodać do niego alkohol :( Bardzo lubię również żel mrożący z joanny, a do tej dwójki wspaniałych dołącza bohater dzisiejszej recenzji - żel cien z lidla, dla panów, najmocniejszy :)

Żel do włosów cien z lidla



Skład:
Nie ma tu aż tylu polimerów, jak w męskiej isanie, zatem powinien słabiej utrwalać fale i loczki. Nie ma też wysuszającego alkoholu, skład w porządku :) Nie powinien wysuszać ani robić żadnej krzywdy. Zaraz po wodzie nawilżacz - miejmy to na uwadze.


Konsystencja i zapach:
Dość gęsta, ale nie tak, jak mrożąca joanna czy męska isana. Dość lepki, ma takie jakby perłowe drobinki.  Pachnie jak męska woda toaletowa, taka z tych tańszych, mi nie przeszkadza i nawet go lubię, ale wiem, że lubi odstraszyć zapachem.

Opakowanie:
Klasyczna, czarna tuba z klapką, wygodne i praktyczne opakowanie w przypadku takiego kosmetyku. Nie mam żadnych zastrzeżeń ;)

Działanie:
Polubiliśmy się nawet- nie podkreśla aż tak mocno skrętu, jak męska isana, ale jest naprawdę przyzwoicie. Ciężej z nim też przesadzić, można nałożyć go więcej, niż np. takiej mrożącej joanny. Nakładam go na mocno wilgotne włosy i na porcję odżywki b/s, wtedy nie ma wrażenia suchości i sztywności po żelu. Utrwala i podkreśla skręt moich fal na cały dzień, naprawdę bardzo ładnie :) Przyjemny też do reanimacji, w minimalnej ilości. Jego moc określiłabym jako słabszą od mrożącej joanny czy męskiej isany, ale mocniejszą od bielendy grafitti czy żelu artiste. Wydaje mi się, że to może być dobry wybór w przypadku rozpoczęcia naszej żelowej przygody :) Nie sprawdza się u mnie jedynie zimą i w mocno gorące, upalne dni. Za dużo nawilżacza. Wtedy idealnie spisuje się isana.


Używacie żeli, a może innych stylizatorów? :) Całuję :*