13:05:00

Olej z pestek moreli - pachnący wygładzacz i dociążacz w jednym ;)

Olej z pestek moreli - pachnący wygładzacz i dociążacz w jednym ;)
Witajcie Kochani :)
Już od jakiegoś czasu wspominam o wspaniałym oleju z pestek moreli, a jakoś jeszcze nie napisałam recenzji - czas to zmienić :) Jako, że zamówiłam sobie już trzecią buteleczkę, postanowiłam skrobnąć o nim kilka miłych słów. A jest się nad czym zachwycać - tym bardziej, jeśli lubicie się z dociążającymi i pięknie wygładzającymi olejami. Gotowe?


Olej z pestek moreli


*Swój olej najpierw kupiłam w sklepie Zrób sobie krem, teraz idzie do mnie z e-naturalne. Ma jasno-żółty kolor, średnio gęstą konsystencję i delikatny zapach - ja praktycznie nie wyczuwam tu moreli, bardziej taką jakby orzechowo-migdałową nutkę.

*Składowo olej z pestek moreli prezentuje się mniej więcej tak: posiada około 6% kwasów tłuszczowych nasyconych, 66% kwasów omega 9 oraz 26% kwasów omega 6. W składzie bardzo podobny jest do oleju z pestek brzoskwini, z pestek śliwki oraz ze słodkich migdałów. W działaniu, jak się okazuje - również ;)

*Jak ten ciekawy olej spisał się w pielęgnacji moich włosów? Zawsze bardzo ładnie i naturalnie je dociąża i wygładza - nic nie lata i nie fruwa wokół głowy, nie ma puchu i odstających włosów - moje fale to lubią :) Włosięta bardzo ładnie i widocznie po nim błyszczą, to też lubimy. Skręt za co jest po nim nieco słabszy, jak to u mnie po omega 9. Odkąd spadła mi ponownie porowatość - oleje z przewagą kwasów omega 9 potrafią mnie obciążać, zatem aplikuję go naprawdę niewiele, na obecną długość włosów - niecała łyżeczka, naprawdę niecała :) Jeśli dam więcej, mam małe problemy z domyciem, co wcześniej, przy wyższej porowatości mi się nie zdarzało. Człowiek uczy się całe życie ;) Czasem zabezpieczam nim również końcówki, w ilości dosłownie jednej kropelki - również spisuje się tutaj bardzo dobrze, choć chyba wolę w tym celu stosować oleje z przewagą omega 6 (np. krokosz, orzech włoski, kiełki pszenicy) - mniejsze ryzyko obciążenia ;) W działaniu bardzo przypomina mi olej z pestek śliwki oraz ze słodkich migdałów.

*Zmywam go balsamem mrs. potters, teraz koniecznie dwukrotnie i bardzo dokładnie - ale jak już wspominałam, jeśli nałożę niecałą łyżeczkę, jest ok :) Więcej może się delikatnie nie domyć. Szamponem zmywa się bez problemu, choć lepiej olej wcześniej zemulgować dla bezpieczeństwa.

*Olej nie należy do najtańszych - na e-naturalne zamówiłam sobie teraz 45g za niecałe 10zł, mi to starczy na dobrych 8 czy 9 użyć, ale jeśli ktoś aplikuje więcej na jeden raz, to faktycznie wychodzi dość drogo. Ale może uda nam się znaleźć w większych buteleczkach, chyba nawet ol'vita ma go w swojej ofercie :)


A tutaj włosięta po użyciu oleju morelowego i ślimaczku na godzinę:


Miałyście już tego morelowego przyjemniaczka? :) Skusiłam Was? Całuję :*

20:00:00

Włosy w marcu 2015r.

Włosy w marcu 2015r.
Witajcie Kochani :)
Czas na marcową aktualizację moich fal :) A właśnie - fale, ach te fale ;) Twardo odstawiłam z początku miesiąca silikony, cierpliwie ugniatałam i suszyłam suszarką z dyfuzorem. Przez pierwsze 3-4 godziny skręt jest super, a potem siada. I to siada porządnie, a po nocy z moich dawnych fal nie ma już nic. Zaliczyłam kolejny spadek porowatości - moje włosy pokochały kokosa, co kiedyś było dla mnie nie do pomyślenia. Pisałam o tym już w tym poście. Dodatkowo jeszcze łatwiej jest je obciążyć, muszę częściej używać delikatnego myjadła, nie spisuje się już codzienne mycie odżywką. No szaleństwo po prostu. Z tegoż powodu rezygnuję jak na razie ze stylizacji włosów żelem - to czasochłonne, a efekt utrzymuje się niestety krótko, a po nocy nie ma nic ;) 

Dużo lepiej spisuje się teraz zawijanie włosów - a to w ślimaka, pętelkę czy jakieś papiloty. Zaczynam eksperymentować i nie omieszkam polecić Wam z tego miejsca wspaniałego bloga mojej włosowej kuzynki Eter, która jest dla mnie mistrzynią w zawijaniu :) Kuzynko, będę co nieco odpatrywać :D Ależ mi się wstęp przeciągnął, zapraszam do konkretów ;)


Zdjęcia bez lampy:
Po lewej z lampą, po prawej bez lampy:

Olejowanie:
Tym razem przyłożyłam się do olejowania nieco bardziej niż w zeszłym miesiącu, co włosięta, a zwłaszcza końcówki mocno odczuły i odwdzięczyły się dobrym wyglądem :) W marcu królował mój ukochany olej z kiełków pszenicy (recenzja) oraz masło kokos-malina.

Mycie:
Oczyszczałam włosięta szamponem od fitomedu, o którym niebawem Wam napiszę. Na co dzień myłam je oczywiście balsamem mrs. potters, tym razem z melisą :)

Odżywianie:
Z początku miesiąca pozbyłam się silikonów i używałam jedynie wspaniałej odżywki odbudowującej yves rocher (recenzja), odżywki mythos z miodem i soją (recenzja) oraz odżywki CeCe Med zapobiegającej wypadaniu włosów - użyłam jej dosłownie raz na skórę głowy - podrażniła, za to całkiem przyjemnie spisała się na długości, skrobnę niedługo recenzję. Kiedy jednak okazało się, że z mojego skrętu nici, wprowadziłam od nowa silikony i odkopałam z zapasów odżywkę planeta organica afryka z olejem makadamia i kilka razy użyłam kallosa blueberry :)

Odżywka bez spłukiwania:
Nie mam już potrzeby każdorazowo używać odżywki bez spłukiwania - co z włosami robi spadek porowatości ;) Jeśli jednak zależało mi na sporym dociążeniu i ładnym wyglądzie włosów, lądowała na nich mieszanka balsamu green pharmacy z olejem arganowym i granatem (recenzja) z wodą :) Solo teraz jest dla moich fal za ciężki.

Końcówki:
Na końcówkach lądował praktycznie zawsze olej z kiełków pszenicy, w ilości 1-2 kropelek. Świetnie zabezpiecza i nie obciąża, jak niektóre silikonowe produkty.

Stylizacja:
Z początku miesiąca starałam się stylizować fale męskim żelem z isany oraz żelem lnianym, potem jednak zaniechałam :) Zaczęłam suszyć włosy naturalnie albo chłodnym nawiewem suszarki, a potem zawijać je w ślimaka czy pętelkę.

Wcierki:
Wcierałam spray z szungitem od fratti, jednak nie co każde mycie, gdyż wtedy lekko wysuszał i podrażniał skórę głowy. Ale tak co 2 mycie był :) Niedługo skrobnę recenzję :) Nadal zażywam witaminki B-complex od swansona. Na skórze głowy lądowała maseczka drożdżowa od babci agafii, co któreś mycie :)

Przyrost:
Ależ zawsze mam problemy z pomierzeniem włosów :) W tym miesiącu nie było takiego szału z przyrostem, nieco ponad mój standardowy 1cm ;)

Półprodukty:
Maseczki wzbogacałam głównie olejem z pestek śliwki oraz z kiełków pszenicy, a także wykończyłam hydrolizowaną keratynę.


Jak Wasze włosięta miewały się w marcu? Nie sprawiały Wam większych problemów? :) Całuję :*

15:17:00

Plan pielęgnacji włosów na kwiecień

Plan pielęgnacji włosów na kwiecień
Witajcie Kochani :)
Przedstawiam kolejny plan pielęgnacji, tym razem na nachodzący miesiąc kwiecień. Oby był kwiecisty ;) W marcu zamierzałam stosować pielęgnację bezsilikonową i postarać się wydobywać skręt, niestety mam wrażenie, że po kolejnym spadku porowatości i pokochaniu oleju kokosowego - nic z tego nie będzie - fale trzymają się krótko, po nocy nie ma z nich prawie nic. Dlatego od nowa włączam w pielęgnację troszkę silikonów :) Zobaczcie, które kosmetyki będą mi towarzyszyć w kwietniu.




Mycie:
*balsam Mrs. potters z ginko biloba i keratyną do mycia na co dzień
*szampon z mocznikiem isana med do oczyszczania

Odżywianie:
*balsam planeta organica afryka z olejem makadamia
*maska kallos cherry
*maska lady spa z olejem arganowym (mam jeszcze resztkę odlewki w opakowaniu po peelingu)
*maseczka drożdżowa babci agafii na skórę głowy

Inne:
*serum wygładzające od yves rocher
*olej z kiełków pszenicy do olejowania i zabezpieczania końcówek
*spray fratti z szungitem jako wcierka
*hydrolizowane proteiny zbożowe oraz olej z pestek śliwki jako dodatek do masek :)


Jest silikonowo i wygładzająco - oby fale w kwietniu były dociążone i zadowolone :) Testuję szampon isany, zostawiłam go sobie na wiosnę, zimą wolałam unikać takiej ilości mocznika - nawilżacza. Mam drugą buteleczkę wcierki z szungitem, przelałam do innej buteleczki, tamta jednak po czasie zaczęła mi się zacinać, podobnie jak u Was ;) Nie używam jej już jednak co mycie, ponieważ wtedy lekko podrażnia mi skórę głowy - ale tak dwa razy w tygodniu jest ok, a i włosięta rosną. Olejować nadal będę ukochanymi kiełkami pszenicy. Zamówiłam za to ponownie olej z krokosza oraz z pestek moreli - o tym ostatnim muszę Wam wreszcie napisać, jako że to moja 2 buteleczka, a to coś znaczy :)


Jak Wasze włosowe plany na nadchodzący i oby słoneczny kwiecień? :) Całuję :*

07:33:00

Jak dbam o skórę głowy na co dzień?

Jak dbam o skórę głowy na co dzień?
Witajcie Kochani :)
Powiadają, że nie można mieć zdrowych włosów bez zdrowej skóry głowy. Coś w tym jednak jest :) Problemy ze skalpem mam od zawsze - jest dość wrażliwy, acz jeśli traktuje go dobrze i nie zapominam o nim w codziennej pielęgnacji, nie sprawa mi większych problemów. No chyba, że znowu będę mieć ochotę przetestować jakąś znaną, ziołową i alkoholową wcierkę ;);) Przeczytajcie, jak dbam o skórę głowy na co dzień, może znajdziecie tutaj coś dla siebie :)




1. Myję skórę głowy odżywką
O myciu odżywką wspominam Wam już tak często, że pewnie macie dość :) Nie mogę jednak przestać o tym pisać, ponieważ to właśnie mycie odżywką sprawiło, że skalp przestał mnie wiecznie swędzieć i piec. Nie toleruje on zbyt częstego używania szamponów, zarówno tych agresywnych, jak i dziecięcych. Kiedyś postanowiłam znowu poeksperymentować i myłam przez ponad dwa tygodnie zarówno włosy, jak i skórę głowy delikatnymi szamponami. Możecie poczytać o tym tutaj. O samym myciu odżywką pisałam już kilka razy:
*Jak umyć włosy odżywką krok po kroku  
*Ulubione maski i odżywki do mycia włosów 
*Mycie włosów odżywką - co mi dało + jakimi odżywkami myję włosy 


2. Peelinguję regularnie
Jednym z moich włosowych, noworocznych postanowień było regularne peelingowanie skóry głowy - zrobiłam to już kilka razy i jestem z siebie naprawdę dumna, zawsze ciężko było mi się do tego zabrać. Najbardziej chwalę sobie peeling z pestek róży z Ol'vity, który wychwalałam już tutaj. Wykonuję taki peeling średnio raz na dwa tygodnie, potem nakładam na skórę głowy nawilżającą maseczkę z mocznikiem czy panthenolem :)


3. Nawilżam również regularnie :)
Nawilżamy włosy, a czemu tak rzadko nawilżamy skórę głowy? Coraz częściej aplikuję na skalp różne nawilżające maseczki i odżywki, obecnie jest to maseczka biovaxa z aloesem, a także maseczka drożdżowa babuszki agafii. Pod czepek i ręcznik, na jakieś 20-30 minut :) Lubię je wzbogacać dodatkowo panthenolem, aloesem, mocznikiem czy kapką oleju. Trzeba tylko uważać, żeby dana maseczka nie wysuszyła czy nie podrażniła nam skóry głowy - uwaga na alkohol, ziółka i niektóre konserwanty. Czasem nakładam taką nawilżającą maseczkę przed myciem, po czym kładę na nią olej, przy okazji olejowania całych włosów :)


4. Uważam na przeróżne wysuszacze i podrażniacze skalpu
Staram się trzymać teraz z daleka od wcierek na bazie alkoholu, choć czasem robię wyjątek, jednak dbam przy tym o skórę głowy podwójnie. Muszę uważać także na ziółka, moja skóra głowy potrafi na niektóre z nich zareagować mocnym podrażnieniem i swędzeniem, choć jeszcze nie odkryłam, na które. Tak było niestety w przypadku wcierki jantar.


5. A co, jeśli już przydarzy mi się podrażnienie i swędzenie skóry głowy? 
Post o tym, jak radzę sobie z podrażnionym skalpem zamieściłam dawno temu tutaj,  za to niedawno odkryłam nową, ratunkową trójcę przy podrażnionej skórze głowy i pisałam o tym w tym poście. Zerknijcie, jeśli swędzenie będzie coraz bardziej denerwujące :)


Zwracacie uwagę na pielęgnację skóry głowy? Przecież to też skóra ;);) Całuję :*
 

12:05:00

Hydromanil w pielęgnacji włosów

Hydromanil w pielęgnacji włosów
Witajcie Kochani :)
Latem i jesienią zeszłego roku testowałam pewnie ciekawy i mało znany nawilżacz - mowa o hydromanilu. Nawilżacze testuję głównie wiosną, latem i wczesną jesienią, ponieważ zimą praktycznie wszystkie mnie puszą i testy byłyby nieefektywne. Jesteście ciekawe, jak hydromanil spisał się w pielęgnacji moich fal? :)




Czym jest hydromanil?
Ależ ma ciekawą nazwę :) Hydromanil można kupić np. na mazidłach bądź e-naturalne. Jest to roślinny kompleks nawilżający, ma jasno brązowy kolor i taką lepką, dość gęstą konsystencję. W składzie widzimy sporo nawilżaczy.
INCI:  Aqua,  Glycerin, Hydrolyzed Caesalpinia Spinosa Gum, Caesalpinia Spinosa Gum

Hydromanil (Caesalpinia spinosa) potocznie zwany "Tarą" to gatunek rosnącej na dziko peruwiańskiej rośliny, pochodzącej z suchych klimatów i piaszczystej gleby Andów. Nasiona owoców tej rośliny posiadają 30% rezerwy odżywczej dla początkowego stadium rozwoju zarodka. Z tej właśnie rezerwy złożonej w 80% z polisacharydów zwanych galaktomannami, czyli wielocukrów składających się z mannozy i galaktozy z wielocukrów, powstaje komponent roślinny zwany hydromanilem. Unikalna struktura hydromanilu uzyskana za pomocą innowacyjnej technologii wpływa na mechanizm działania produktu oraz jego uniwersalną efektywność nawilżającą. Nawilżanie jest podstawą wyglądającej młodo i zdrowo skóry. Woda jest najważniejszym składnikiem tkanek oraz uczestniczy w zachowaniu dobrej kondycji skóry. Zdrowa skóra zawiera ok. 70% wody w najgłębszych warstwach skóry właściwej i 13% w powłoce zewnętrznej warstwy rogowej.


Zastosowanie Produkty kosmetyczne do pielęgnacji twarzy, ciała i włosów
Zalecane stężenie Od 0,1 do 2%
Przechowywanie Od 2 do 10 °C
Rozpuszczalność W wodzie
Termin ważności Data ważności podana na etykiecie

Opis pochodzi ze strony e-naturalne



W jaki sposób używam hydromanilu?
Jak zwykle - dodaję troszkę hydromanilu do emolientowej maseczki lub odżywki. Ciężko przeliczyć go na krople, ponieważ po wyjęciu z lodówki jest naprawdę gęsty, staram się zawsze dawać niewiele, żeby nie przedobrzyć. Próbowałam również olejować na odżywkę z dodatkiem hydromanilu. Niestety, za każdym razem i nawet w niewielkiej ilości - spotykał mnie po nim puch, lekka szorstkość i niedociążenie, co możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach:

Spisuje się za to ładnie, w bardzo niewielkich stężeniach w pielęgnacji mojej cery, ale dosłownie w 1% stężeniu. Ładnie nawilża i zmiękcza skórę, lubię go jako dodatek do kremów czy ser do twarzy :) Jest naprawdę niedrogi - 10g kosztuje dosłownie 4 złote, zatem warto spróbować, jeśli lubicie się z nawilżaczami - a nuż Waszym włosom będzie pasować :)


Stosujecie półprodukty w pielęgnacji włosów? Jaki jest Wasz ulubiony? :) Całuję :* 


14:58:00

Półprodukty do pielęgnacji twarzy - mój niezbędnik :)

Półprodukty do pielęgnacji twarzy - mój niezbędnik :)
Witajcie Kochani :)
Półprodukty zajmują bardzo ważne miejsce w pielęgnacji zarówno moich włosów, jak i twarzy. Zajmują także dwie półki w lodówce, a to już coś znaczy :) Na szczęście zostało jeszcze trochę miejsca na jedzonko ;) Chciałabym dzisiaj napisać o półproduktach, bez których kompletnie nie wyobrażam sobie pielęgnacji mojej cery. Jesteście ciekawe, co tutaj się znajduje? Zapraszam :)




1. Hydrolat lipowy
Mogłoby się wydawać, że hydrolaty to takie nic nie znaczące i nie wnoszące do pielęgnacji wody. Sama chwilkę tak uważałam, zanim nie przetestowałam kilku z nich. Od ponad roku nie wyobrażam sobie poranka bez hydrolatu z kwiatów lipy - nie tylko wspaniale łagodzi podrażnienia i zmiękcza skórę, ale także przyjemnie radzi sobie z moją cerą naczynkową. Jest również niezbędny, kiedy dopadnie mnie podrażnienie i swędzenie skóry głowy - koi i nawilża momentalnie :) Chyba najlepszej jakości hydrolat lipowy znajduje się na mazidłach, czasem kupuję go również na e-naturalne. Więcej o tym wspaniałym hydrolacie pisałam już w tym poście.

2. Żel hialuronowy
Kolejny niezbędnik, który zawsze wchodzi w skład własnoręcznie robionych kremów czy ser do twarzy. Może służyć również jako prosty, dwufazowy nawilżacz do twarzy, w połączeniu z dowolnym olejem. Ilość żelu ha i oleju należy dobierać indywidualnie, cery suche mogą wymagać więcej oleju, niż cery tłuste. Więcej o tej metodzie pisałam w tym poście.  Od jakiegoś czasu używam wspaniałej i bardzo odżywczej formy 3% żelu ha, który można znaleźć tutaj. Jest on droższy, niż najpopularniejszy 1% żel, ale efekty są znacznie lepsze :)

3. Oleje
Oo tak, pisząc o niezbędnych półproduktach w pielęgnacji twarzy, nie można nie wspomnieć o przeróżnej maści olejach. Moje serce skradł olej awokado, makadamia, arganowy, z pestek śliwki oraz z kiełków pszenicy. Są najbardziej odżywcze, a moja cera jest mocno wybredna i potrzebuje dużo dobroci :) Oleje wybieramy w zależności od tego, jaką posiadamy cerę. O olejach dla skóry  suchej pisałam tutaj, natomiast oleje polecane dla cery mieszanej i tłustej znajdują się tu. Jeśli jesteście ciekawi, jak w pielęgnacji twarzy spisują się oleje owocowe, zerknijcie do tego wpisu.

4. Nawilżacz cukrowy
Mało znany i niepozorny humektant, który jako jedyny jak na razie podbił moje serce. Z tego, co widzę, możemy znaleźć go tylko w ofercie sklepu naturalissa. Dodaję go do dwufazowego nawilżacza, złożonego z żelu hialuronowego i oleju, a także do kremów do twarzy czy toników. Pięknie i wyczuwalnie nawilża - i co ważne w przypadku mojej cery, jako jeden z nielicznych humektantów mnie nie podrażnia :) Bardzo polecam, jeśli czerwienicie czy kleicie się po glicerynie ;)

5. Kompleks do cery naczynkowej
Osoby, które śledzą dokładnie mojego bloga wiedzą, iż od dawna zmagam się z cerą wrażliwą i płytko unaczynioną. Od kiedy jednak regularnie używam liposomowego kompleksu do cery naczynkowej, mogę pochwalić się wspaniałymi efektami. Moja skóra nie jest już wiecznie czerwona, często bywa blada bądź lekko zaróżowiona - dla mnie to coś wspaniałego. Jeśli ktoś borykał się z wiecznym rumieńcem wie, co mam na myśli. Post o tym, w jaki sposób używam kompleksu na naczynka znajduje się tutaj. Półprodukt za to można kupić na naturalissie.

6. Glukonolakton
Glukonolakton to delikatny i bardzo łagodny kwas PHA. Wspaniale nawilża i cudownie działa na moje naczynka - co miesiąc robię sobie świeżą porcję toniku z glukonolaktonem, przepis zamieściłam dla Was w tym poście. Nie wyobrażam sobie już bez niego życia, no nic na to nie poradzę :) Najtańszy glukonolakton jak na razie widziałam na EcoSpa oraz na Naturalissie.


Stosujecie półprodukty w pielęgnacji twarzy? Ja wpadłam w to dobrych 5 lat temu i nie mogę przestać, na szczęście znalazłam swoich ulubieńców i nie kupuję wszystkich nowości ;) Całuję ;*

18:35:00

Niedziela dla włosów z odżywką CeCe Med i olejem z kiełków pszenicy

Niedziela dla włosów z odżywką CeCe Med i olejem z kiełków pszenicy
Witajcie Kochani :)
Wreszcie niedziela dla włosów miała u mnie miejsce w niedzielę :):) Już wczoraj nałożyłam na nie olej, żeby przez noc porządnie się  napiły. Jesteście ciekawe, co tam moje włosięta ciekawego dostały w ramach weekendowego dopieszczania? :)


Olej: kiełki pszenicy na suche włosy na całą noc
Mycie: balsam mrs. potters z melisą x2
Odżywianie: odżywka CeCe Med zapobiegająca wypadaniu włosów + olej z pestek śliwki
Odżywka b/s: balsam green pharmacy z arganem i granatem
Końcówki: nic


Włosy naolejowałam w sobotę wieczorem olejem z kiełków pszenicy, na suche włosy, nałożyłam niecałą łyżeczkę. Rano zmyłam je dwukrotnie balsamem mrs. potters z melisą, a następnie zaaplikowałam mieszankę odżywki CeCe Med zapobiegającej wypadaniu włosów KWC  z dodatkiem 3 kropel oleju z pestek śliwki :) Zmyłam wszystko po jakiś 20 minutach i na ociekające wodą włosy nałożyłam kapkę rozwodnionego balsamu green pharmacy z olejem arganowym i granatem, jako taką odżywkę bez spłukiwania :) Odsączyłam je z wody, wysuszyłam chłodnym nawiewem suszarki i zawinęłam na godzinkę w kucyka. Po rozwinięciu prezentują się tak:


Oczywiście musiała mi się odbić gumka, mimo że kucyka zrobiłam dość luźnego, wszystko mi się odbija, nawet invisibobble ;) Całkiem przyjemne falki mi wyszły, mimo że nic nie ugniatałam i wręcz suszyłam na prosto. Włosy nie pozwolą mi zapomnieć o swojej falowanej naturze, ale dziś nie miałam ochoty i czasu na stylizację żelem :) Są dociążone, w dotyku bardzo gładkie i nawilżone. Cieszę się, że nie ma puchu i odstających włosków - idzie wiosna i mogę już coraz częściej używać nawilżaczy, a i włosięta mniej marudzą, uff :)


Jak tam Wasze włosięta, zadowolone? :)

00:01:00

Olejowanie kokosem - czy coś się zmieniło po czterech latach?

Olejowanie kokosem - czy coś się zmieniło po czterech latach?
Witajcie Kochani ;)
Normalnie stał się cud - polubiłam kokosa! :) Ja, która nie znosiłam go wcześniej w czymkolwiek, olejuję już ponad miesiąc kokosem i jestem zachwycona! Moją poprzednią recenzję możecie przeczytać TUTAJ, zastanawiam się, czy nie dopisać do niej niedługo moich nowych spostrzeżeń :) Zobaczcie, jakie to cuda dzieją się teraz po kokosie :)







Zdjęcia celowo zrobiłam zarówno z lampą, jak i bez lampy, żeby pokazać prawdziwy efekt, a nie blask lampy błyskowej ;) Specjalnie również ich nie stylizowałam, a jedynie wysuszyłam naturalnie i zawinęłam na noc w koczka ślimaka - po nocy są na pierwszym zdjęciu. Drugie i trzecie zdjęcie jest zrobione w łazience, tuż po wysuszeniu suszarką - zobaczcie jak gładko, nie zdarza mi się tak praktycznie nigdy - jestem w szoku, co potrafi zrobić teraz na moich włosach kokosek :) Nie ma puchu, włosy są dociążone, odżywione, jestem bardzo mile zaskoczona. Specjalnie robiłam sobie notatki na komputerze po każdym użyciu kokosa - za każdym razem, a było ich 10, byłam bardzo zadowolona. Podejrzewam, że ponownie spadła mi porowatość, oszaleć idzie z tymi włosami ;);)



Ku pamięci - zdjęcia po kokosie - za czasów wyższej porowatości, zdjęcie po lewej z 2011 roku, po prawej z początku 2014 roku:



Jak Wasze włosy reagują na kokosa? :) Całuję :*

00:01:00

Mythos odżywka do włosów z miodem i soją - wspaniały produkt dla zdrowych włosów ;)

Mythos odżywka do włosów z miodem i soją - wspaniały produkt dla zdrowych włosów ;)
Witajcie Kochani :)
Od jakiegoś czasu używam pewnej bardzo miłej i mało znanej odżywki - jest to odżywka mythos z miodem i soją. Skład na tyle mi się spodobał, że umieściłam ją jakiś czas temu na jesiennej, włosowej chciejliście :) Pewna dobra duszyczka (:*) podarowała mi ją i dzięki temu znalazłam swoje kolejne, odżywkowe KWC :) Przeczytajcie, czym owa odżywka mnie tak zauroczyła :)


Mythos odżywka do włosów z miodem i soją


Skład:
Skład: Aqua, Cetearyl Alkohol, Cetrimonium Chloride, Panthenol, Glycine Soya Oil, Glycolipids, Glycine Soya Sterols, Phospholipids, Hydrolized Wheat Protein, Mel (Honey), Olive Oil Peg - 7 Esters, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alkohol, Pargum, Linalool, Geraniol.

Skład mamy bardzo ładny, znajdziemy w nim emolienty - w tym olej sojowy, nawilżacze - witamina B5 oraz miód, a także kilka bardzo ładnych składników - glikolipidy, fitosterole i fosfolipidy, jak również hydrolizowane proteiny pszenicy. Dalej już konserwanty i zapach.  Bardzo cieszę się zwłaszcza z panthenolu - moje fale go uwielbiają :) Nie ma za to mało lubianej przeze mnie gliceryny, niewiele jest odżywek bez niej jak zauważyłam ;) No i są proteinki - a to lubimy.

Konsystencja i zapach:
Odżywka ma bardzo fajną, gęstą konsystencję, która jednak bardzo przyjemnie i łatwo rozsmarowuje się na włosach. Produkt jest bardzo wydajny - nakładam go naprawdę niewiele na jeden raz. Zapach jest piękny - dla mnie to połączeniu miodu z bardzo delikatnym zapachem ziół - coś wspaniałego. Szkoda, że nie utrzymuje się potem na włosach :)

Opakowanie:
Buteleczka na pstryczek, od połowy mam małe problemy z wydobyciem dość gęstej konsystencji, ale buteleczka stoi sobie na głowie i wtedy wszystko elegancko wychodzi :) Szkoda, że to tylko 200ml, a nie 250 ;)

Działanie:
Odżywka spisuje się bardzo przyjemnie na moich zdrowych falach, o średniej porowatości - już chyba w kierunku niskiej ;) Pięknie i odczuwalnie je nawilża - rzadko kiedy czułam takie nawilżenie już od pierwszego użycia :) Fale zawsze są po niej takie mięsiste, nawilżone, gładziutkie i pięknie skręcone - tak, odżywka podkreśla również skręt i tym także mnie kupiła :D Solo jednak nie dociąża włosów, tak jak lubię - konieczne jest wzbogacenie kapką oleju. Myślę jednak, że może być nieco za słaba dla zniszczonych czy bardzo suchych włosów - jednak dla zdrowych i lekko suchych fal czy loczków - bardzo polecam. Powinna także świetnie spisać się u właścicielek włosów prostych. Absolutnie nie obciąża :) Nie zawiera silikonów ani innych oblepiaczy, także śmiało mogą po nią sięgnąć fale i loczki, stosujące metodę CG.  Szkoda, że produkt ten jest tak ciężko dostępny, nie jest też najtańszy - kosztuje 25-30zł, w zależności od sklepu. Ale naprawdę warto ;) 


Tutaj moje ostatnie fale po użyciu tej cudownej odżywki, z dodatkowym olejem :)


Miałyście już tę przyjemną i mało znaną odżywkę, czy jeszcze o niej nie słyszałyście? :) Całuję :*

 

11:01:00

Niedziela dla włosów z kallosem cherry i olejem kokosowym

Niedziela dla włosów z kallosem cherry i olejem kokosowym
Witajcie Kochani :)
Czas wreszcie zdać relację z moich niedzielnych, włosowych pielęgnacji. Jak już Wam niedawno gdzieniegdzie wspominałam, postanowiłam znowu przetestować na włosach kokosa. O dziwo - spisuje się rewelacyjnie, a ja podejrzewam, że ponownie dość mocno spadła mi porowatość. Rozważam nawet nakładanie masek przed myciem, do czego to doszło :) Ale wracając do tematu - co dobrego moje fale dostały w ramach niedzielnego dopieszczenia? :)


Olej: kokos na 2 godziny na suche włosy
Mycie: balsam mrs. potters z melisą x2
Maska: kallos cherry bez dodatków
Odżywka b/s: brak
Stylizacja: żel męski isana bez alkoholu


Włosy naolejowałam kokosem na dwie godziny przed myciem. Zmyłam wszystko dwukrotnie balsamem mrs. potters z melisą, a następnie nałożyłam na nie dosłownie pół łyżeczki kallosa cherry, samego, bez żadnych dodatków w postaci oleju czy innych półproduktów. Potrzymałam jakieś 30 minut, chyba deczko za dużo, jak się potem okazało ;) Zmyłam dokładnie, odcisnęłam minimalnie wodę z włosów, wyprostowałam się, rozczesałam palcami i zaczęłam wgniatać męski żel z isany bez alkoholu. Wysuszyłam włosy suszarką z dyfuzorem. Po wszystkich zabiegach - fale prezentowały się tak:



Jak widać, włosy dostały troszkę za dużo dobroci ;) Skręt nie ten, potem jeszcze się osłabił i wieczorem miałam już tylko delikatne fale. Chyba kokos + plus silikonowa maska to za dużo jak dla nich, no i kolejny raz się przekonałam, że silikonowe produkty osłabiają mi skręt. No nic, kallos cherry będzie mi służył jesienią i zimą, albo kiedy będę suszyć włosy na prostu i zawijać w ślimaka ;) Na szczęście obyło się bez puchu, było gładko, nawilżono i dociążono - nawet za bardzo ;)


Dopieściłyście włosy ładnie w dzień kobiet? :) Całuję :*




09:46:00

Przepis na omlet bananowy - bezglutenowo :)

Przepis na omlet bananowy - bezglutenowo :)
Witajcie Kochani :)
Dawno nie zamieszczałam żadnego bezglutenowego przepisu, dlatego dzisiaj przychodzę do Was z pyszną propozycją na śniadanie :) Bardzo lubimy jeść jajka, uwielbia je także Kubuś. A że mamy dostęp do takich wiejskich jajeczek od babci Kuby, to często serwujemy sobie omlety.  Dzisiejsza wersja na słodko - z bananem, w sam raz dla małych niejadków :):)



Potrzebujemy jedynie kilku jajek, banana i oleju/masła - u mnie jest to olej kokosowy, omlety na słodko wychodzą na nim wybornie. Blendujemy jajka (u nas były to akurat dwa całe jajka i 3 żółtka - dla mamy i Kubusia) z jednym bananem. Masę wylewamy na roztopiony na patelni olej kokosowy, u nas to łyżka. Przykrywamy i smażymy na malutkim ogniu, żeby omlet ściął się u góry, a nie przypalił od dołu. Nasz delikatnie się zarumienił, ale i tak był pyszny :) Następnie robimy oczka, nos i buźkę z dżemu malinowego domowej roboty i możemy się zajadać :) Omlet jest bardzo sycący, ledwie byliśmy w stanie zjeść go na pół. Opcjonalnie, można dodać przed blendowanie trochę kakao czy karobu i smażyć. Śniadanie w sam raz dla bezglutenowców, nie trzeba dodawać żadnej mąki, banan pięknie zagęszcza mieszankę :)


No i jemy. Mmm, pycha! :)


Lubicie robić sobie omlety? Następny przygotujemy na ostro :) Całuję :*

00:00:00

Kuracja arganowa od bingo spa - męczymy się ze sobą już drugi rok ;)

Kuracja arganowa od bingo spa - męczymy się ze sobą już drugi rok ;)
Witajcie Kochani :)
Maseczki bingo były jednymi z pierwszych maseczek, które kupiłam już jako w miarę świadoma włosomaniaczka :) Była wersja z masłem shea i algami, mleczna z elastyną oraz ze spiruliną i keratyną - pisałam o nich już dawno temu w tym poście. Jakieś dwa lata temu zamówiłam sobie kurację arganową - i męczę ją do dzisiaj, resztę w spadku dostała już siostra, bo mam dość.  Pewnie straciła już datę ważności :P A czemuż to ją męczę? Przeczytajcie.


Kuracja arganowa Bingo Spa


Skład:
W składzie kolejno po wodzie widzimy: antystatyk, emolient, emulgator, emolient, polimer, tytułowy olej arganowy, nawilżacz i morze roślinnych ekstraktów, m.in. z rozmarynu, rumianku, arniki, nasturcji, nagietka, lnu czy aloesu. Następnie - w niewielkich już podejrzewam ilościach - hydrolizowane proteiny jedwabne, kolagen, jogurt i zapach.


Konsystencja i zapach:
Zapachy masek bingo są specyficzne i często niezbyt przyjemne. Tutaj zapach jest taki mydlany, mdły, nie przepadam za nim, da się go jednak spokojnie znieść. Nie jest wyczuwalny po umyciu. Konsystencja jest dość rzadka, lejąca, aż za rzadka, jak na maskę do włosów.

Opakowanie:
Typowy dla marki bingo, 500ml słój z miękkiego plastiku. W środku była plastikowa nakrętka zabezpieczająca przed wylaniem. Nalepki trochę się odklejają, wolę jednak kallosowe opakowania ;)

Działanie:
Kiedy tylko zaczęłam jej używać - na początku byłam nawet zadowolona i gdzieniegdzie ją chwaliłam. Włosięta były ładnie skręcone, nawet przyjemnie nawilżone. Potem jednak ziółka dały o sobie znać - włosy stawały się coraz bardziej suche, matowe, zaczęły nieestetyczne odstawać na długości. Niestety - tak działa na mnie nadmiar ziółek. Dodatkowo maseczka nie dociąża włosów tak, jak sobie tego życzę, acz z dodatkiem oleju jest jednak lepiej. Chociaż tyle, że zawsze podbija mi skręt ;) Resztę oddałam siostrze, która lubi się z ziółkami, na szczęście ;) Myślę, że może ładnie się spisać na włosach, które to właśnie lubią się z ziółkami.


Miałyście już tą wersję bingo? Ja osobiście, na początku polubiłam się z wersją z shea i algami i myślę, czy do niej nie wrócić :) Całuję :*

12:30:00

Plan pielęgnacji włosów na marzec :)

Plan pielęgnacji włosów na marzec :)
Witajcie Kochani :)
Dzisiaj ładny i słoneczny, pierwszy dzień marca :) Czuję, że wiosna coraz bliżej, czują to również moje włosy, które zaczynają sprawiać mi coraz mniej problemów :) Chciałabym Wam pokazać plan pielęgnacji moich włosów na marzec. Postanowiłam dać szansę włosiętom znowu falować i odstawiam na razie wszelkie silikony - zimą czułam, że są im potrzebne, teraz pozwolę im troszkę odetchnąć :) Kallosy chowam na razie do szafki, poczekają na jesień :)




Mycie:
*Balsam mrs. potters z melisą do mycia na co dzień
*Szampon fitomed do włosów suchych i normalnych do oczyszczania

Odżywianie:
*Maska drożdżowa babci agafii - na skórę głowy
*Cece med odżywka do włosów skłonnych do wypadania - odlewka na długość włosów
*Yves rocher odżywka odbudowująca - na długość włosów
*Mythos odżywka z miodem i soją - na długość włosów

Inne:
*Żel męski isana ze starym składem
*Żel lniany - brak na zdjęciu, stoi sobie dzielnie w lodówce ;)
*Masło kokos malina do olejowania
*Olej z kiełków pszenicy do olejowania
*Spray fratti z szungitem jako wcierka - zabrakło na zdjęciu ;)


Pewnie dziwicie się, co w tym całym majdanku robi masło z kokosem i maliną - otóż postanowiłam dać znowu szansę kokosowi. Napiszę o eksperymencie niebawem :) Wróciłam znowu do maseczki drożdżowej na sklap - bardzo  ją lubiłam za łagodzenie skóry głowy, jak i sposób, w jaki przyspieszała porost. No i cudowny zapach :) Do wcierania oczywiście nadal spray szungitowy, szykuję właśnie recenzję, będą pochwały. Do odżywiania - same bezsilikonowe rzeczy, wszystko na szczęście się sprawdza doskonale. Jako stylizator - żel męski isany bez alkoholu oraz niezastąpiony ostatnio glutek lniany.


Jakie są Wasze włosowe plany na marzec? Czujecie już wiosnę w powietrzu? :) Całuję :*