Witajcie Kochani :)
Kilka dni temu na moim instagramie KLIK oraz facebooku KLIK pokazywałam Wam zdjęcia moich falo-loczków po porządnym doproteinowaniu. Proteiny pełnią istotną rolę dla mojego skrętu - już kilka myć bez protein sprawia, że moje fale zaczynają się puszyć, strączkować i tak dziwnie ciągnąć - klasyczne przenawilżenie ;) Zobaczcie, jakie włosowe spa zrobiłam moim włosom kilka dni temu.
Włosy umyłam maseczką kallos color - więcej możecie o niej przeczytać u mnie TUTAJ. Następnie nałożyłam na włosy saszetkę maseczki cien z keratyną i jedwbiem - KLIK RECENZJA, którą wzbogaciłam kilkoma kroplami keratyny hydrolizowanej. Nie próbujcie tego w domu, jeśli wasze włosy nie kochają protein tak, jak moje ;) Całość przetrzymałam jakieś 30 minut pod czepkiem i ręcznikiem.
Spłukałam wszystko dokładnie ciepłą wodą, włosy w dotyku były gładkie i jedwabiste, jak po dobrze dobranych proteinach ;) Następnie na ociekające wodą włosy nałożyłam kilka porcji rozwodnionego kallosa color - aby ochronić włosy przed puchem i przygotować je na porcję żelu do włosów. Odcisnęłam lekko nadmiar wody rękami, wyprostowałam się, przeczesałam włosy palcami, zrobiłam przedziałek i wzięłam się za wgniatanie żelu. U mnie to kilka małych groszków ukochanego żelu syoss men power hold - KLIK RECENZJA. Pougniatałam chwilkę włosy, wysuszyłam suszarką z dyfuzorem. Całość po odgnieceniu lekkich strączków z żelu prezentowała się tak:
Fale całkiem ładnie się skręciły, jak na ich możliwości :) Były błyszczące, troszeczkę sztywniejsze po dużej ilości protein, ale absolutnie nie suche. Skręt trzymał się do rana, choć oczywiście rano musiałam troszkę mu dopomóc. Muszę pamiętać o proteinach, moje włosy zawsze wyglądają wtedy inaczej ;)
Jak często używacie protein w pielęgnacji włosów? :) Całuję :*