13:32:00

Dzień dla włosów - porządne doproteinowanie

Dzień dla włosów - porządne doproteinowanie
Witajcie Kochani :)
Kilka dni temu na moim instagramie KLIK oraz facebooku KLIK pokazywałam Wam zdjęcia moich falo-loczków po porządnym doproteinowaniu. Proteiny pełnią istotną rolę dla mojego skrętu - już kilka myć bez protein sprawia, że moje fale zaczynają się puszyć, strączkować i tak dziwnie ciągnąć - klasyczne przenawilżenie ;) Zobaczcie, jakie włosowe spa zrobiłam moim włosom kilka dni temu.



Włosy umyłam maseczką kallos color - więcej możecie o niej przeczytać u mnie TUTAJ. Następnie nałożyłam na włosy saszetkę maseczki cien z keratyną i jedwbiem - KLIK RECENZJA, którą wzbogaciłam kilkoma kroplami keratyny hydrolizowanej. Nie próbujcie tego w domu, jeśli wasze włosy nie kochają protein tak, jak moje ;) Całość przetrzymałam jakieś 30 minut pod czepkiem i ręcznikiem.


Spłukałam wszystko dokładnie ciepłą wodą, włosy w dotyku były gładkie i jedwabiste, jak po dobrze dobranych proteinach ;)  Następnie na ociekające wodą włosy nałożyłam kilka porcji rozwodnionego kallosa color - aby ochronić włosy przed puchem i przygotować je na porcję żelu do włosów. Odcisnęłam lekko nadmiar wody rękami, wyprostowałam się, przeczesałam włosy palcami, zrobiłam przedziałek i wzięłam się za wgniatanie żelu. U mnie to kilka małych groszków ukochanego żelu syoss men power hold - KLIK RECENZJA. Pougniatałam chwilkę włosy, wysuszyłam suszarką z dyfuzorem. Całość po odgnieceniu lekkich strączków z żelu prezentowała się tak:


Fale całkiem ładnie się skręciły, jak na ich możliwości :) Były błyszczące, troszeczkę sztywniejsze po dużej ilości protein, ale absolutnie nie suche. Skręt trzymał się do rana, choć oczywiście rano musiałam troszkę mu dopomóc. Muszę pamiętać o proteinach, moje włosy zawsze wyglądają wtedy inaczej ;)



Jak często używacie protein w pielęgnacji włosów? :) Całuję :*

10:58:00

Jak aktualnie wyglądają moje włosy? Zdradziłam hennę na rzecz drogeryjnej farby ;)

Jak aktualnie wyglądają moje włosy? Zdradziłam hennę na rzecz drogeryjnej farby ;)
Witajcie Kochani :)
Ostatnio nie miałam najłatwiejszego okresu w życiu. Permanentny brak czasu dla siebie i dla rodziny zaowocował chęcią zmian. Poczułam, że muszę zmienić coś w moich włosach. Chodziło mi po głowie już rozjaśnianie (hennowałam czystą czerwoną henną, zatem nie groził mi zielony glonek), cieszę się jednak, że nie zdecydowałam się na ten krok ;) Postanowiłam za to zmienić kolor włosów, nie sięgnęłam jednak po żadną inną hennę. Zdradziłam ją z drogeryjną farbą do włosów - kto by się tego po mnie spodziewał co? :) Henna zaczęła mnie męczyć - dłuższe przygotowanie, dłuższe nakładanie, dłuższe trzymanie na włosach, dodatkowo z każdą kolejną aplikacją nadbudowywała mi się na włosach, które były coraz ciemniejsze. Próbowałam ją rozjaśnić kwasem jabłkowym, ale efekt był bardzo słaby. No i dość mocno osłabiła mój skręt - a to już ciężko mi jest jej wybaczyć ;) Zrobiłam kilka zdjęć w nowym kolorze, nadal nie mogę się przyzwyczaić, zobaczymy, czy zostanę przy nim, czy zdecyduję się na coś bardziej rudego, daję sobie na razie czas ;)

Zdjęcie bez lampy, w bardzo pochmurny dzień, szkoda, bo przez to nie mogę oddać prawdziwego koloru :( Kto zgadnie, jaka bajka idzie w tle? :D

Zdecydowałam się na farbę garnier olia w odcieniu 6.6. Słyszałam o niej różne opinie - część twierdziła, że koszmarnie wysusza, druga część była zadowolona i twierdziła, że miała po niej gładkie i wręcz odżywione włosy. Sama przesuszem jakoś bardzo się nie martwiłam, mam swoje sposoby na głębokie nawilżenie włosów. Po 1 farbowaniu naprawdę uważam, że nie jest źle. Fakt, że zmywałam farbę samą wodą i później zaaplikowałam maskę, załączoną do farby i na drugi dzień włosy faktycznie były suche. Być może przez tą maskę, bo miała w składzie alkohol ;) Jednak po moim pierwszym, normalnym myciu z olejowaniem - dzisiaj włosy są gładkie i miękkie, może minimalnie przesuszone na końcówkach. Zobaczymy, jak będzie po dalszych farbowaniach ;)


Kolor najmocniej złapał na moich naturalnych odrostach, tam aż bije po oczach. Dalej jest wiele warstw henny i jest już nieco mniej intensywny kolorek, ale niewiele. Sama jestem zaskoczona, bo wiele osób pisało, że żadna farba nie chwyci na hennie. Zobaczymy, jak będzie się wymywać ;) Fakt, że dalej operuję w rudościach i czerwieniach pewnie ułatwia mi zadanie. 

Tutaj zdjęcie do słoneczka, widać, jak ładnie złapało na całej długości, zdjęcie bez lampy. W cieniu nie jest aż tak intensywny ;)

Poniżej jeszcze kilka zdjęć, po koczku ślimaczku, tutaj już z lampą. Coś mi się chciały włosy strasznie kręcić, choć dostały sporo ciężkiej maski ;) Ciekawa jestem, czy z czasem, po zaprzestaniu hennowania, zaczną kręcić się mocniej. Widzę po latach, że henna niestety dość mocno mi skręt osłabiła. To mam jej naprawdę za złe ;) Wiem, że część osób nie widzie różnicy w skręcie po hennowaniu, duża część jednak narzekała, że mocno ona skręt osłabia i robi przyklap - to też mogę stwierdzić ;)







Już kilka osób mówiło mi, że wyglądam teraz poważniej - może nie będą dawać mi już 16 lat, a 18, wszakże mam już 2 dzieci :D :D Tym wesołym akcentem kończę dzisiejszy post. I idę przyzwyczajać się do nowego koloru :) Całuję :*

15:22:00

Dr. Sante - Maska do włosów z olejem makadamia

Dr. Sante - Maska do włosów z olejem makadamia
Witajcie Kochani :)
Z ostatnich wiadomości - miałam kryzys i musiałam zmienić coś w wyglądzie - myślę, że młode mamy wiedzą, o co chodzi ;) Padło na włosy, a jakże. Od kilku dni mam włosy w kolorze bordowym. Zastanawiałam się, czy kolor złapie po hennie. Odrosty bardzo mocno złapały i wyglądają pięknie, długość troszkę gorzej, ale i tak kolor jest dość intensywny. Niebawem porobię zdjęcia, jak będzie więcej słoneczka i pochwalę się ;) Dwa zdjęcia pokazywałam już na  instagramie: KLIK oraz KLIK. Dzisiaj chciałabym Wam napisać o maseczce Dr. Sante z olejem makadamia.


Skład:
W składzie zaraz po wodzie widzimy emolient, antystatyk, emulgator, silikon, oblepiaczo-kondycjoner, emolient, oleje: makadamia, kokosowy, moringa. Dalej ekstrakt z gardenii, hydrolizowane proteiny sojowe, hydrolizowana keratyna. Następnie silikon, oblepiaczo-kondycjoner, kwas mlekowy i zapach. Skład mocno emolientowy, z dodatkiem protein. Maseczka nie jest zgodna z metodą curly girl.



Konsystencja i zapach:
Maseczka pachnie bardzo słodko, z lekką kwiatową nutką. Zapach jest bardzo ładny, nie czuć go na włosach po umyciu.  Konsystencja jest gęsta, kremowa, świetnie nakłada się na włosy.


Działanie:
O ile maseczkę Dr. Sante z olejem arganowym kochałam miłością wierną i oddaną - KLIK RECENZJA, tak tutaj muszę być bardziej ostrożna. Maseczka z makadamią potrafi przesuszyć moje włosy, jeśli używam jej zbyt często. Być może przyczyną jest to, że w składzie praktycznie nie ma nawilżaczy, które to występowały w wersji z olejem arganowym, za to jest sporo protein. Makadamia bardzo ładnie podkreśla skręt moich włosów, świetnie dociąża, włosy jednak nie są obciążone i pozbawione objętości. Muszę uważać, żeby nie używać jej zbyt często - tak raz na 10 dni jest optymalnie. Unikam w międzyczasie innych protein. Czuję, że jest ich tutaj naprawdę sporo. Jeśli marzą mi się ładne, dociążone fale, a wcześniej przez kilka myć stroniłam od protein - maseczka ta będzie strzałem w 10. Jednak jak już wspominałam - nie za często ;)


Tutaj moje fale po porządnym doproteinowaniu Doktorem Sante, zdjęcie bez lampy:


Znacie te maseczki? Są jeszcze litrowe opakowania, ja chyba zużywałabym taki litr rok albo dłużej :) Całuję :*

14:50:00

Garnier, Botanic Therapy, Odżywka z żurawiną i olejkiem arganowym

Garnier, Botanic Therapy, Odżywka z żurawiną i olejkiem arganowym
Witajcie Kochani :)
Mój drugorodny miał ostatni ciężki okres, a ja żyłam tylko kawą i nie miałam zwyczajnie sił na jakiekolwiek wpisy. Mam nadzieję, że troszeczkę się za mną stęskniłyście ;) Nie tak dawno przerzuciłam się na silikonową pielęgnację włosów - uzupełniłam zatem zapasy o nowe maseczki i odżywki - powoli chciałabym Wam je zrecenzować :) Jedną z nich jest Odżywka Garnier Botanic Therapy z żurawiną i olejkiem arganowym. To chyba ta sama odżywka z takim samym składem, jaka była kiedyś dostępna ;) Wcześniej jednak nie miałam okazji jej przetestować, przybywam do Was zatem z recenzją właśnie teraz. Powiem Wam, że produkt ten może Was bardzo zainteresować, zwłaszcza, że zima zbliża się wielkimi krokami, w końcu mamy już połowę grudnia :)


Skład:
Skład jest naprawdę ładny, mocno emolientowy, z bardzo niewielką ilością humektantów. Zaraz po wodzie znajdziemy kilka emolientów, w tym olej z żurawiny oraz olej arganowy dokładnie na 6 i 8 miejscu w składzie. Jest tutaj także antystatyk, który ma za zadanie ułatwienie rozczesywania - na 3 miejscu. Po emolientach Substancje zapachowe, zakwaszające, a także nawilżający glikol propylenowy oraz gliceryna - ale jest ich bardzo malutko - na moje szczęście ;) Brak wysuszającego alkoholu. Odżywka ma obciążający składnik - quaternium, zatem może nie spisać się dobrze w pielęgnacji curly girl.


Konsystencja i zapach:
Odżywka ganiera pachnie przepięknie - dla mnie to najpiękniejszy wiśniowy zapach, jaki do tej pory miałam okazję wąchać ;) Włosy pachną wiśniami jeszcze kilka godzin po umyciu, na co zwrócił uwagę również mój mąż, więc coś w tym musi być ;) Konsystencja o dziwo jest dość rzadka, trzeba nałożyć sporą ilość odżywki, aby poczuć ją na włosach. Nie będzie zbyt wydajna, już to widzę.

Działanie:
Produkt idealnie spisuje się w czasie deszczu, wiatru czy mrozu. Pięknie dociąża włosy, nie puszy ich, sam wręcz zapobiega puszeniu. Kiedy wysuszę je suszarką na prosto, a potem na chwilę zawinę w koczka ślimaczka, tworzy na moich włosach lekko pofalowaną taflę - do tej pory coś takiego robiła mi chyba tylko czarna maska marokańska :) Włosy pięknie po niej błyszczą i bardzo ładnie pachną. Warto używam jej wymiennie z czymś bardziejj nawilżającym - sama nam włosów mocno nie nawilży, sprawi jednak, że nie będą się puszyć, będą gładsze i zdrowsze. Coś czuję, że sprawię sobie więcej odżywek z serii garnier botanic therapy, chyba od stycznia mają być w rossmannie ;) Moją odżywkę kupiłam w drogerii kosmyk, ale miałam tam też inne wersje, chyba im się bliżej przyjrzę.



Wiem, że dostępna będzie m. in. wersja z olejem rycynowym i migdałem, z oliwą z oliwek, z miodem i propolisem, z zieloną herbatą i eukaliptusem. Są odżywki i maski :)  Skusicie się na odżywki garniera z tej nowej serii? Całuję :*

18:28:00

Plan pielęgnacji włosów na zimę - silikonowe maseczki i dużo emolientów

Plan pielęgnacji włosów na zimę - silikonowe maseczki i dużo emolientów
Witajcie Kochani :)
W ostatnim poście pisałam Wam, dlaczego rezygnuję z pielęgnacji włosów metodą Curly Girl. Tym samym postanowiłam zaopatrzyć się w kilka silikonowych maseczek i odżywek, ażeby wprowadzić zimową porą do pielęgnacji więcej emolientów. Zobaczcie, jakie nowości zagościły już w mojej pielęgnacji, będą to niemalże same nowości :)



Mycie:
Stawiam oczywiście na uwielbiane przeze mnie szampony ecolab - wersja wzmacniająca oraz odżywcza. Jeśli zajdzie potrzeba - w ruch pójdzie szampon familijny :) Rezygnuję na razie z mycia maską kallos color - zajmuje mi to za dużo czasu (szampon myje w pół minutki, kallosem myję z 5 minut). 


Odżywianie:
Tutaj będzie bardzo różnorodnie - pokazywałam Wam niedawno na instagramie moje nowości. Postawiłam głównie na emolienty - stąd maseczka garnier frucris oil repair butter oraz odżywka garnier botanic therapy z olejem żurawinowym i arganowym. Olejek marion z marakują - podstawą jest słonecznik, dalej marakuja, ciekawe, ile procentowo jej jest ;) Na końcówki i jako dodatek do maski.


Skusiłam się także na proteinową maseczkę Dr. Sante z olejem makadamia - uwielbiałam wersję z olejem arganowym, makadamia po kilku użyciach zapowiada się tak samo wspaniale. Suchy szampon pokrzywowy z farmony - czasem chciałoby się odświeżyć włosy, ale nie ma czasu na umycie. Bardzo intensywnie pachnie, zobaczymy, jak będzie się spisywał. 


Przydałoby się jeszcze coś nawilżającego - zostało mi prawie pół maseczki Anwen do włosów wysokoporowatych, czas wreszcie ją skończyć, jest cięższa, na zimę w sam raz ;) Będę używać jej pod olej, ewentualnie jako normalną maskę po umyciu, jeśli punkt rosy nie będzie tragiczny.


Olejowanie:
Zimą warto używać większej ilości emolientów - ostatnio często olejuję włosy, najszybciej, czyli na sucho :) Na tapecie oleje z nacomi - z czarnuszki oraz konopny. Oba spisują się świetnie, o czarnuszce napiszę osobnego posta. Zastanawiacie się pewnie, co na zdjęciu robi kremowe serum do ciała od bielendy ;) Otóż będę używać go do kremowania włosów, w składzie przeważa masło shea i parafina, zobaczymy, czy moje włosy zmieniły zdanie o parafinie ;) Na końcówki stosować będę wspomniany już wyżej olejek marion z marakują oraz olejek z isany z silikonami.




Ciekawa jestem, czy macie coś fajnego, silikonowego i ochronnego na zimę w swoich zbiorach :) Całuję :*