18:14:00

Calcium Pantothenicum - efekty po miesiącu stosowania

Calcium Pantothenicum - efekty po miesiącu stosowania

Hej hej Kochane :)
Nieco ponad miesiąc temu pisałam Wam, że zaczynam kurację tabletkami Calcium Pantothenicum - czyli witaminką B5. Oczywiście, będąc w aptece zapomniałam, jak owe tabletki się nazywają, na szczęście doszłyśmy z Panią do tego, kiedy powiedziałam, że chodzi o witaminę B5 ;) Dziennie przyjmowałam 2x2 tabletki, czyli łącznie 4. Sumiennie łykałam niewielkie, białe tableteczki, nie ominęłam ani jednej - daję słowo, bardzo się pilnowałam, bo często z łykaniem suplementów u mnie ciężko :) Czy zauważyłam jakieś pozytywne zmiany po tak niedługim okresie? Przeczytajcie :)







*Paznokcie wyglądają troszkę lepiej, acz na pewno nie jest to żaden efekt wow, po prostu mniej się łamią i deczko szybciej rosną. Mały plusik. Mogło być lepiej.

*Włosy wypadają mi mniej, sama się zdziwiłam, bo każdą jesienią cierpiałam na spore wypadanie. Tutaj bardzo duży plus. I to z pewnością zasługa właśnie CP :)

*Czy przyspieszył porost włosów? Rosły szybciej, ale na pewno nie w szaleńczym tempie typu 3-4 cm miesięcznie. Urosły szybciej o jakiś 1cm + mój normalny 1cm przyrost, czyli jakieś 2cm. To i tak sporo, mało kiedy jakiekolwiek suplementy pomagały mi w tej kwestii ;)

*Cera wygląda bardzo ładnie, ale to raczej przez odstawienie całkowicie glutenu, gładziutka, bez najmniejszej krostki. Chociaż słyszałam, że CP może wpływać na stan cery.

*Efektów ubocznych brak - żadnych niespodzianek na twarzy, suchych placków, zaczerwienień, słabych paznokci. Nie rosły mi również włosy w żadnych niepokojących miejscach -  na szczęście, bo i z takimi opiniami się spotkałam :)


Na razie przerywam kurację, nie chcę przedobrzyć, bo dużo witamin spożywam codziennie w formie żółtek i co kilka dni w formie wątróbki, a ta ma dużo witamin z grupy B. Pewnie przy dłuższym zażywaniu tabletek - efekty byłyby lepsze, ale i tak jestem zadowolona.


Suplementujecie się czymś jesienią? Całuję :*

15:29:00

Świeżutka paczuszka z Fitmedu oraz z cyklu: przeproteinowałam włosy :/

Świeżutka paczuszka z Fitmedu oraz z cyklu: przeproteinowałam włosy :/
Hej hej Kochane :)
W ramach współpracy z Fitomedem dostałam dziś świeżutką paczuszkę --> żel do mycia twarzy do cery suchej i olej z kiełków pszenicy. Żel strasznie mnie ciekawił, do tej pory od dłuższego czasu myłam twarz olejkami myjącymi, czasem przeplatając je żelami z biedronki, tym razem postanowiłam spróbować czegoś ziołowego. Właśnie umyłam twarz po raz pierwszy - żel delikatnie się pieni, ładnie ziołowo pachnie i co najważniejsze - na szczęście mnie nie podrażnił, bo trochę się obawiałam tych ziółek. Olej z kiełków pszenicy - ma piękny kolorek i pachnie delikatnie, miałam już kiedyś 60ml buteleczkę, teraz postanowiłam do niego wrócić, bo go uwielbiam :) Więcej za jakiś czas :)


 Moje szczęście :)


Z gorszych wiadomości - przeproteinowałam włosy. Maseczką ruska bania jajeczno-śmietankowa. O ruskiej bani pisałam TUTAJ. Użyłam jej dosłownie kilka razy, na przemian z innymi nawilżającymi  i proteinowymi maseczkami, a włosy teraz mam szorstkie, odstają. Muszę je porządnie nawilżyć, na dziś idzie olej z kiełków pszenicy i bioetika nawilżająca, wzbogacona olejem. Trzymajcie kciuki ;)


Zdarzyło Wam się kiedyś przeproteinować włosy? Całuję :*

12:03:00

Odżywka joanny z lnem i rumiankiem - jakie mam o niej zdanie? :)

Odżywka joanny z lnem i rumiankiem - jakie mam o niej zdanie? :)
Hej hej Kochane :)
Dzisiaj recenzja produktu, o którym słyszały chyba wszystkie włosomaniaczki :)  Odżywka bez spłukiwania joanna z lnem i rumiankiem.  Kupuję ja nieustannie od kilku lat. Za co ją uwielbiam? Przeczytajcie :)

Joanna odżywka z lnem i rumiankiem


Skład:
Skład: Aqua, Cetyl Alcohol, Cetearyl Alcohol, Stearalkonium Chloride, PEG-20 Stearate, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Cetrimonium Chloride, Isopropyl Alcohol, Panthenol, Linum Usitatissimum Extract, Chamomilla Recutita Extract, Propylene Glycol, Butylene Glycol, Citric Acid, Parfum, Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone

Skład ładny, jak na odżywkę bez spłukiwania - na początku widzimy emolienty i kondycjonery, dalej, dość wysoko w składzie jest potencjalnie wysuszający alkohol, z dobroci mamy panthenol oraz tytułowe wyciągi z lnu i rumianku. Jest też humektant.

Opakowanie:
Opakowanie z wygodną klapką i bardzo ładną szatą graficzną. Otworek deczko za duży jak na niezbyt gęstą konsystencję odżywki.

Konsystencja:
Dość rzadsza, choć są rzadsze naturie :) 

Zapach:
Dla mnie najpiękniejszy ze wszystkich naturii - pachnie intensywnie, słodkawo-kwiatowo, pięknie.

Działanie:
Odżywkę nakładam na odciśnięte z wody włosy, niewiele, na włosy do ramion kroplę wielkości 1zł. Odżywka świetnie ogranicza puszenie i delikatnie dociąża włosy, ale bez ich obciążania. Nie powoduje puszenia ani odstawania pojedynczych włosków, nie strączkuje i nie odbiera objętości. Jest też fajnym, delikatnym stylizatorem, zdarza mi się ugniatać na niej fale - uzyskuję leciutki, miękki skręt.  Niewielka ilość, stosowana na sucho świetnie dyscyplinuje włosy, zwłaszcza w czasie złej pogody. Sprawdzałam przez jakiś czas, czy mogła przesuszać moje włosy, używając innej odżywki bs. Nic takiego nie miało miejsca, śmiało jej więc używam :) Jest wydajna, dodatkowo śmiesznie tania, ja swoje kupuję w lewiatanie, szkoda, że jest czasem problem, żeby ją znaleźć.



Edit: Muszę edytować recenzję, od kiedy włosy mam zdrowe na całej długości i spadła mi porowatość, joanna przestała tak dobrze się spisywać. Zaczęła obciążać mi włosy na całej długości, mimo niewielkich ilości odżywki oraz widocznie przesuszyła moje fale, zapewne przez nie tak małą zawartość alkoholu w składzie.



Jaka jest Wasza ulubiona joanna naturia?  A może nie polubiłyście się? Całuję :*

10:59:00

Kremobaza oraz koncentrat na naczynka z Fitomedu - jak się spisały na moich krnąbrnych policzkach? :)

Kremobaza oraz koncentrat na naczynka z Fitomedu - jak się spisały na moich krnąbrnych policzkach? :)
Hej hej Kochane :)
Lato dało trochę w kość moim naczynkom i policzkom, trzeba było zainwestować w porządny filtr spf50, a nie bawić się na upale w spf25. No nic, musiałam trochę podratować moje naczynkowe policzki i zaserwować im coś extra. A jak wiecie, nadal współpracuję z Fitomedem --> KLIK. Tym razem otrzymałam bazę kremową klik oraz koncentrat liposomowy na naczynka klik. Ukręciłam serum hydrożelowe na naczynka. Jak serum spisało się na moich krnąbrnych policzkach?

Kremobaza i koncentrat na naczynka z liposomami

Kremobaza:
*jest dość gęsta
*lepi się, pewnie przez dużą zawartość gliceryny
*nie zapycha mojej cery, nie powoduje powstawania nowych niespodzianek, jednak osoby nielubiące się z gliceryną - niech mają się na baczności :)
*bardzo prosto robi się na niej proste kremiki czy nawet balsamy do ciała
*bezzapachowa, zatem mniejsze ryzyko podrażnienia

Koncentrat na naczynka:
*duża pojemność za niską cenę
*brunatny płyn o lekko ziołowym zapachu
*nie podrażnia mojej wrażliwej i kapryśnej cery :)
*łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia
*świetnie działa na wrażliwą i naczynkową cerę



Teraz czas na serum:

Jak widzicie, stężenie koncentratu na naczynka jest spore, bo aż 50%. Trochę się obawiałam, czy takie stężenie mnie nie podrażni, na szczęście nic złego się nie stało.

Co zaobserwowałam po codziennym używaniu serum na naczynka rano, przed nałożeniem makijażu?
*przede wszystkim MOMENTALNIE uspokaja zaczerwienioną buzię, z czym nie spotkałam się wcześniej, nawet robiąc inne kremy i sera na bazie liposomów na naczynka, ale podejrzewam, że wtedy dawałam zbyt małe ich stężenie

*po 3 tygodniach policzki są już jaśniejsze, nie reagują teraz tak gwałtownie na łyk [no dobrze, na szklaneczkę ;)] domowego winka czy porannej, dużej kawy, a wierzcie mi, mam skłonności do czerwienienia się po alkoholu, kawie i pikantnych i gorących potrawach

*serum delikatnie nawilża, ale nie mówię o mega nawilżeniu, to dużo lepiej sprawdza się krem nr. 2 z fitomedu

*mała wada - baza kremowa lepi się, podejrzewam, że to przez glicerynę, trochę jest to denerwujące, zwłaszcza rano, bo zostawia przez parę minut dziwny, lepki efekt na twarzy

*testuję je też na policzkach mojego W, który ma dużo większe problemy ze stałym rumieniem, choć na niewielkiej powierzchni - naczynka na pewno nie znikną i na to nie liczę, ale nowe nie pękają, a cały rumień wydaje się delikatnie jaśniejszy, będę go dalej męczyć ;)

*podejrzewam, że za kilka miesięcy będzie jeszcze lepiej, bo szczerze - trochę popuściłam moim policzkom i jakiś czas nie używałam liposomów na naczynka, muszę znowu to nadrobić


Fitomed


Jak radzicie sobie z naczynkową cerą? :) Całuję :*



15:48:00

Balsam turecki Planeta Organica - od nienawiści do miłości jeden krok:)

Balsam turecki Planeta Organica - od nienawiści do miłości jeden krok:)
Hej hej Kochane :)
Edytuję recenzję, swojego czasu nieźle zjechałam balsam turecki, nie wiem, czy po hennie zmieniły mi się włosy (choć robiłam ją już jakiś czas temu i się z pewnością wypłukała), ale teraz działa cudownie na moje fale i należą mu się przeprosiny. Podejrzewam, że fakt, iż moje włosy są już zdrowe na całej długości miał wpływ na zupełnie inne działanie tego produktu. Co się zmieniło?


Balsam turecki planeta organica


Skład:
Aqua with infusions of Organic Juglans Regia (Walnut) Seed Oil, Citrus Aurantium Bergamia (Bergamot) Fruit Oil, Myrtus (Myrtle) Communis Oil, Organic Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Santalum Album (Sandalwood) Oil (drzewo sandałowe), Eucalyptus Globulus Leaf Oil (eukaliptus), Eugenia Caryophyllus (Clove) Bud Oil (goździk), Citrus Grandis (Grapefruit) Peel Oil (grejpfrut), Cinnamomum Cassia Leaf Oil (cynamon); Cetearyl Alcohol, Glycerin, Behentrimonium Chloride, Cetrymonium Chloride, Quaternium-87, Hydroxyethylcellulose, Cetrimonium Bromide, Benzyl Alcohol, Sorbic Acid, Benzoic Acid, Citric Acid, Parfum.

Skład mamy bardzo ładny, jak na rosyjskie kosmetyki przystało :) Widzimy mieszaninę wody z olejem z orzechów włoskich, kilkoma innymi olejkami oraz ekstraktem z rozmarynu. Dalej emolient, gliceryna antystatyki oraz oblepiaczo-kondycjoner, zmywalny prawdopodobnie tylko mocno oczyszczającym szamponem.

Konsystencja i zapach:
Konsystencja bardzo gęsta, przez to piekielnie wydajna, sama używam tylko odrobinkę. Zapach - powiew orientu, czuję drzewo sandałowe, trochę cynamonu i coś jeszcze. Utrzymuje się na włosach po zmyciu jeszcze przynajmniej dzień :) Bardzo mi się podoba, choć jeśli używam go za często, mam troszkę dość ;)

Działanie:
Zwracam mu honor, wspaniale wygładza moje włosy, nawilża je, nawet marudne końcówki są bardzo, bardzo, bardzo zadowolone. Są sypkie, mięsiste, efekt jest wspaniały. Skręt też jest po nim bardzo przyjemny, kiedy stylizuję włosy w falo-loczki. Fale pięknie i wyraźnie błyszczą, zostało to zauważone przez moje otoczenie :) Jest jednak jedna wada - obciąża moje włosy. Na drugi dzień nadają się tylko i wyłącznie do umycia. Jeśli jednak zależy mi na ładnych włosach wieczorem, wiem, że balsam turecki mnie nie zawiedzie :)


Stara recenzja:
Balsam niestety nie przypadł mi do gustu, włosy po użyciu były lekko spuszone, szorstawe, czasem odstawały pojedyncze włoski. Nie wiem, czy to przypadkiem nie zasługa quaternium czy gliceryny bez odpowiedniego emolientowego wsparcia (choć emolienty tutaj mamy, może jednak za mało).  Do tego obciążenie - włosy na drugi dzień nadają się do umycia. 



Jaki jest Wasz ulubiony balsam z planeta organica? :) Całuję :*

18:02:00

Maseczka nawilżająca Bioetika - idealne wygładzenie i dociążenie.

Maseczka nawilżająca Bioetika - idealne wygładzenie i dociążenie.
Hej hej Kochane :)
W połowie września zaczęłam testować jeden z wielkich hitów na KWC - maseczkę nawilżającą Bioetika. Troszeczkę się jej obawiałam, nie powiem, a to przez olej kokosowy w składzie. Moje obawy jednak były niepotrzebne - maseczka spisała się rewelacyjnie na moich włosach. Czym tak mnie zachwyciła? Zapraszam :)


Skład:
Skład: Aqua, Propylene Glycol, Mirystyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Aloe Barbadenis, Coconut Oil, Citric Acid, Parfum, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone.

Bardzo lubię składy, w których znajdziemy prawie wszystko, czego nasze włosięta potrzebują :) Po humektancie, emoliencie i antystatyku widzimy aloes i olej kokosowy. Skład jest prosty, taki jak lubi, bez zbędnych dodatków.

Opakowanie:
Mam 100ml odlewkę od pewnej kochanej duszyczki, zatem nie wiem ;) Ale to ponoć duże i wygodne, 500ml opakowanie.

Konsystencja:
Cudowna - gęsta, bogata, taka woskowata, zbita. Przez to jest piekielnie wydajna, użyłam jej już ponad 10 razy, a zostało mi jeszcze na dobrych kilka aplikacji. W odlewce było 100ml.

Zapach:
Przyjemny, delikatnie słodki, jakby kokosowy, na pewno nie nachalny i nie powinien denerwować nawet osób, które nie przepadają za słodkimi zapachami. Szkoda, że nie utrzymuje się na włosach po zmyciu, jak kallos latte :)

Działanie:
Powiem szczerze - miałam pewne obawy, ale zniknęły one już po 1 użyciu maseczki :) Na falowanych, średnioporowatych włosach ciężej uzyskać efekt błyszczących, gładziutkich włosów. Ale dzięki bioetice da się! :) Włosy są po niej baaaardzo nawilżone, gładziutkie jak jedwab, żaden włosek nie odstaje, jest mięciutko, błyszcząco, absolutnie nie jest szorstko. Włosięta są bardzo przyjemnie dociążone. Nie ma puchu, włosy są lejące i bardzo przyjemne w dotyku. Maseczka bardzo ładnie dociąża, ale absolutnie nie obciąża. Po prostu cudo :) Chcą się po niej falować, bez stylizacji końcówki wywijają się. Choć na razie nie stylizuję ich zbyt często, dam im urosnąć, a potem będziemy szaleć z falami :)


Bardzo miłe zaskoczenie, ciekawa jestem, jak będzie działać maska regenerująca z proteinami mleka z tej samej firmy, za jakiś czas testy :) Jak ta spisała się u Was, a może dopiero na nią polujecie? Całuję :*


21:05:00

Barwa - szampon rumiankowy - idealny oczyszczacz :)

Barwa - szampon rumiankowy - idealny oczyszczacz :)
Hej hej Kochane :)
Dzisiaj czas na post o najlepszym oczyszczającym szamponie, jaki mam ;) Na co dzień myję włosy odżywką, jednak raz na kilkanaście dni potrzebne im jest oczyszczanie czymś mocniejszym. Zapraszam na recenzję szamponu rumiankowego z barwy.


Barwa - szampon rumiankowy


Skład:
Skład prosty i ładny, jak na oczyszczający szampon :) Z mocnych detergentów mamy SLES, jest też potencjalnie podrażniająca sól. Mamy keratynę i ekstrakt z rumianku. Bez zbędnych silikonów, parafiny i innych oblepiaczy.

Opakowanie:
Typowe dla szamponów barwy po 3zł :) Plastikowa, miękka butelka z wielkim otworem. Ja myję kubeczkowo, więc nie przeszkadza mi to aż tak, choć zdarza się nalać za dużo do kubeczka.

Konsystencja:
Rzadka, żółty kolor. Trochę zbyt rzadka i za dużo wylewa się na raz, czasem przelewam go do buteleczki z pompką ;)

Zapach:
Ziołowy, czuję rumianek, dla mnie bardzo przyjemny. Lubię takie ziołowe zapachy, cóż zrobić ;)

Działanie:
Świetny oczyszczający szampon :) Oczyszcza włosy już po 1 myciu tak, że aż skrzypią. Dodatkowo nie podrażnia skalpu, co dla mnie bardzo ważne. Jednak po kilkukrotnym użyciu pod rząd skóra głowy już marudzi - zaczyna się przesuszać i swędzi. Nie wiem, czy szampon ten rozjaśnia włosy, bo myję nim włosy raz na 2-3 tygodnie. Ale nie zależy mi na rozjaśnieniu, choć słyszałam, że u dziewczyn delikatnie rozjaśniał, ale używany na co dzień. Po umyciu włosy są splątane i ciężko je przeczesać palcami, ale od czego mamy odżywki i maski. To świetny, oczyszczający szampon w śmiesznie niskiej cenie. Dla mnie jednak - absolutnie nie do codziennego mycia ;)


Jakie są Wasze ulubione szampony oczyszczające? Jak często takich szamponów używacie? A może są one Waszymi głównymi myjadłami? ;) Całuję :*

19:16:00

Wcierka jantar - bardzo mocno podrażniła skórę mojej głowy :(

Wcierka jantar - bardzo mocno podrażniła skórę mojej głowy :(
Hej hej Kochane :)
Jak już kiedyś pisałam, na razie rezygnuję z alkoholowych wcierek na skórę głowy. Wyboru wielkiego nie ma, dlatego skusiłam się na nową już wersję wcierki farmony - jantar. Nie wiedziałam, że aż tak tego pożałuję...





*Skład bogaty, jak widać nie ma alkoholu. Myślałam, że z takim składem wszystko będzie ok :(

*Butelka ciężka i nieporęczna, ja nabieram strzykawką i rozprowadzam równomiernie i precyzyjnie po skórze głowy. Zapach dla mnie bardzo przyjemny, męskie perfumy ;)

*Wcierki użyłam dosłownie 3 razy. A podrażnienie, czerwonawą skórę i biały, suchy łupież możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej. W rzeczywistości wygląda to dużo gorzej, niż na zdjęciu. Mam kilka takich miejsc na głowie. A swędzi niemiłosiernie... Nie wiem, co tak podziałało w składzie, ale muszę szybko doprowadzić głowę do porządku, bo się zadrapię. Dobrze, że mam mój olejek łopianowy przeciwłupieżowy z green pharmacy, mam nadzieję, że mi pomoże. :(

*Nie wiem, jak radzi sobie z wypadaniem czy przyspieszaniem porostu, ja jej już nigdy nie użyję.




Wielkie rozczarowanie. Ciekawa jestem, jak działała stara wersja, czy też tak podrażniała, macie porównanie? Całuję ze swędzącą głową :(


15:11:00

Maska Love2Mix z efektem laminowania - nie przypadiśmy sobie do gustu.

Maska Love2Mix z efektem laminowania - nie przypadiśmy sobie do gustu.
Hej hej Kochane :)
Tak wiele z Was kusiło maską Love2Mix z efektem laminowania, że i ja przy okazji rosyjskich zakupów kilka miesięcy temu się na nią skusiłam. Jednak moje włosy niezbyt się z nią polubiły. Dlaczego? Zapraszam do lektury :)

Maska Love2Mix z efektem laminowania


Skład:
Skład: Aqua with infusions of: Organic Mangifera Indica (Mango) Fruit Extract, Organic Persea Gratissima (Avocado) Oil; Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Cetrimonium Chloride, Cetyl Ether, Divinyldimethicone/Dimethicone Copolymer, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Bis (C13-15 Alkoxy) PG-Amodimethicone, Hydrolyzed Wheat Protein, Hydrolyzed Rice Protein, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid, Lycopene.

Skład ładny, jak na rosyjskie kosmetyki przystało :) Mamy mieszaninę wody z tytułowym ekstraktem z mango i olejem awokado. Są emolienty, antystatyki, dalej łatwo zmywalny silikon oraz hydrolizowane proteiny z pszenicy i ryżu.

Konsystencja:
Bardzo gęsta, przez co maseczka jest u mnie piekielnie wydajna - co niezbyt mi odpowiada, bo za nią nie przepadam :)  

Zapach:
Prześliczny, egzotyczny, tropikalny, czuję wyraźnie zapach mango, czuję zapach jeszcze jakiś czas na włosach po zmyciu maseczki, ahh :)  

Opakowanie:
Estetyczna, czarna tuba z wygodną klapką. Opakowanie bardzo mi się podoba. Otworek trochę za mały jak na tak gęstą maskę.  

Działanie:
Nie jestem z niej zbyt zadowolona, chociaż miałam jeszcze gorsze maseczki. Przede wszystkim obciąża - na drugi dzień włosy nadają się raczej do mycia. Dodatkowo puszy - i to przy każdej aplikacji, choć miałam kosmetyki, które puszyły bardziej. Pewnie przez olej awokado albo jeszcze coś innego w składzie. Włosy są takie szorstkawe w dotyku, zwłaszcza końcówki. Są takie dziwne, po żadnej maseczce nie czułam takiego efektu - czyżby to efekt tytułowego laminowania? Laminowanie raczej kojarzyło mi się inaczej ;) Na drugi dzień są nieco miększe, ale nie tak, jak po innych maseczkach. Włosy przy spłukiwaniu są jakieś takie tępe w dotyku, tak samo przy rozczesywaniu na mokro z odżywką bs. Zalety - włosy chcą się po niej kręcić, dodatkowo ładnie błyszczą. Dla mnie to jednak za mało. 


Jak maseczka spisała się u Was? Ja się niestety zawiodłam. Całuję :*
  
  

13:16:00

Oliwa z oliwek - fale zaprotestowały

Oliwa z oliwek - fale zaprotestowały
Hej hej :)
Dzisiaj czas na kolejny post olejowy - popularną oliwę z oliwek możemy znaleźć w naszej kuchni - czemu zatem nie wypróbować jej na włosach? Oliwa była jednym z pierwszych olei, które testowałam. Fale jednak zaprotestowały, czemu? Zapraszam do lektury :)

Oliwa z oliwek

*Skąd ja miałam moją oliwę? Używam przeważnie takich po 20-30zł, staram się, żeby była to oliwa z pierwszego tłoczenia, w ciemnej butelce. Taką też użyłam na włosy :) Moja miała zielonkawo-żółty kolor, konsystencja średnio gęsta, ale bardziej z tych gęstszych, niż lekkich.

*Składowo oliwa wygląda tak: około 20% kwasów tłuszczowych nasyconych, 56% kwasów omega 9 oraz 20% kwasów omega 6. Czyli całkiem sporo nasyconych, o czym kiedyś nie wiedziałam ;)

*Używałam jej na włosy w różnych kombinacjach, wtedy miałam jeszcze dużo czasu na kombinowanie - na godzinę, na całą noc, na kilka godzin, na suche włosy, na mokre, na odżywkę. Ale już po 1 aplikacji czułam, że to nie będzie to. Po jakimś miesiącu olejowania oliwą (tak, nie musiałam wtedy wyglądać wyjściowo :P) fale się zbuntowały. Powstał puch, włosy były rozprostowane, nie chciały trzymać skrętu. Było im też za ciężko, szybciej się przetłuszczały, mimo dokładnego zmywania oleju. Dodatkowo były takie matowe i tępe w dotyku, kompletnie bez blasku.. Na końce - nie nadaje się, przetłuszczała i dawała taki dziwny, sklejony efekt.

*Ciężko ją zmyć, co mnie zdziwiło, bo np. z takim orzechem laskowym czy awokado radziłam sobie spokojnie 2 razy balsamem mrs. potters, a tu musiałam najpierw umyć raz pottersem, potem hippem czy bambino, żeby dokładnie zmyć oliwę.

*Na twarz nie próbowałam, zatem się nie wypowiadam ;)

*Stanowczo wolę wykorzystać oliwę w kuchni, niż na włosy ;)

Jak tam Wasze przygoda z oliwą, może Wasze włosy ją polubiły? Całuję :*

18:22:00

Olej z kiełków pszenicy - kolejna olejowa miłość :)

Olej z kiełków pszenicy - kolejna olejowa miłość :)
Hej hej Kochane :)
Pisałam Wam do tej pory o kilku moich olejowych miłościach - olej krokoszowy klik, olej konopny klik i olej z pestek dyni klik. Jak widzicie, lubuję się w przedstawicielach kwasów tłuszczowych omega 6 - to właśnie one w większości wspaniale działają na moje dale :) Dzisiaj czas na kolejny z nich - olej z kiełków pszenicy - moją kolejną olejową miłość, zapraszam.

*Olej kupiłam standardowo w sklepie Zrób sobie krem. Naturalny, nierafinowany i zimnotłoczony. Spróbuję poszukać następnego taniej i w większej pojemności, tym bardziej, że wiem, że to mój ukochany olej i na pewno większa pojemność się nie zmarnuje :) Ma charakterystyczny, zbożowy zapach, nieco gęstszą konsystencję, niż inne lżejsze oleje z omega 6. Kolor żółtawo-pomarańczowy.

*Składowo prezentuje się mniej więcej tak: około 15% kwasów tłuszczowych nasyconych, 23% kwasów omega 9 oraz 55% kwasów tłuszczowych omega 6, moich ulubionych :) Podejrzewałam, że olej spisze się dobrze, ale nie wiedziałam, że aż tak mocno mnie zauroczy.

*To jeden z moich pierwszych olei - i tutaj naprawdę poczułam, że olejowanie działa :) Włosy błyszczą po nim jak szalone, są świetnie skręcone, nawilżone, mięsiste, gładziutkie, miękkie, ale nie za lekkie i za miękkie. Bardzo dobrze dociąża bez obciążenia. Świetny na końcówki, ponieważ  nie jest tak ciężki, jak np. awokado czy słodkie migdały. Najczęściej olejuję nim włosy na sucho - dość szybko widzę efekty, staram się zawsze mieć go w lodówce na kryzysowe sytuacje, starczy kilka użyć i włosięta odżywają :)

*Zmywa się dość łatwo, ale nie tak łatwo, jak np. krokosz czy konopny. Zmywam dla pewności dwa razy odżywką. Jednak osoby, które mają problemy ze zmyciem olejów, niech próbują go najpierw zemulgować - nałożyć na kilka minut lekką maskę czy odżywkę, a potem dopiero zmyć.

*Jeśli chodzi o pielęgnację twarzy - był deczko za ciężki, jak miałam cerę mieszano-tłustą, teraz przy suchej w kierunku normalnej - jest idealny, na dzień i na noc z żelem hialuronowym :) Pięknie wygładza i rozpromienia.


Zdjęcie włosów w najlepszym dla nich okresie, między innymi dzięki regularnemu olejowaniu kiełkami pszenicy, tutaj także po oleju pszenicznym:

Jak pszenica spisała się u Was? Lubicie oleje z omega 6? :) Całuję :*


12:37:00

Olej konopny - zielony śmierdziuszek, który kochają moje fale :)

Olej konopny - zielony śmierdziuszek, który kochają moje fale :)
Hej hej Kochane :)
Dzisiaj czas na wpis o jednym z moich ukochanych olejów - przed Wami olej konopny, zielony śmierdziuszek, który zauroczył moje fale. Podobnie mocno ukochałam sobie olej z krokosza barwierskiego, orzecha włoskiego i kiełków pszenicy :) Zapraszam tymczasem na recenzję oleju konopnego.



*Swój olej mam ze sklepu Zrób sobie krem. Naturalny, nierafinowany i zimnotłoczony. Ale wiem, że można dostać go taniej, np. w Oleofarm. Sama swój następny olej konopny kupię właśnie tam :) Ma zielony kolor i charakterystyczny zapach - dla mnie to zapach wilgotnej ziemi, trochę takiej starej ;) Nie najpiękniejszy, W go nie lubi, dlatego staram się nakładać olej wtedy, kiedy nie ma go w domu :D

*Składowo prezentujemy się tak: ok. 8% kwasów tłuszczowych nasyconych, 10% omega 9, 55% omega 6, 17% omega 3 oraz jak ostatnio doczytałam - posiada także 4% kwasów tłuszczowych GLA (gamma-linolenowy).

*Za to działanie na włosach - cudowny śmierdziuszek :) Włosy błyszczą jak szalone, są bardziej skręcone, elastyczne, gładziutkie, sprężyste, nie obciążone, ale ładnie dociążone. Bardzo ładnie i wyraźnie podkreśla skręt moich fal. Świetnie spisuje się również na końcówki, jednak nie używam go w tym celu zbyt często ze względu na zapach :) Czy ja naprawdę kocham wszystkie oleje, które mają dużo omega 6? A nie, muszą nie mieć przy tym za dużo omega 3 ;)

*Łatwo się zmywa, ja zmywam 1 raz balsamem mrs. potters, nie mam potrzeby myć więcej, nie zdarzyło mi się, aby się nie domył, choć wiem, że to kwestia indywidualna. Ja kocham myć włosy odżywką :)

*Świetnie spisywał się w pielęgnacji twarzy z żelem hialuronowym, kiedy miałam cerę mieszaną - szybko się wchłaniał, to głównie on razem z jojobą sprawiły, że opanowałam błysk i cera nie przetłuszczała się aż tak.


Moja ciążowa czuprynka po zastosowaniu oleju konopnego na całą noc:


Jak spisał się u Was zielony śmierdziuszek? A może dopiero Was na niego skusiłam :) Całuję :*

18:20:00

Maseczka biovax 3 oleje - pierwsze biovaxowe rozczarowanie.

Maseczka biovax 3 oleje - pierwsze biovaxowe rozczarowanie.
Hej hej Kochane :)
Niedawno pisałam Wam tutaj o mojej  trzeciej biovaxowej miłości. Dzisiaj niestety czas na pierwsze biovaxowe rozczarowanie. Oczywiście - ja się tego spodziewałam, za kokosem nie przepadam i przepadać już chyba nigdy nie będę ;) Nie byłabym jednak sobą, jakbym owego biovaxa nie zakupiła i chociaż nie spróbowała ;) Zapraszam na recenzję maseczki 3 oleje: argan, makadamia i kokos. 


Biovax maseczka trzy oleje: argan, makadamia i kokos


Skład:
Skład: Aqua, Cetyl Alcohol, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Quaternium-87, Cetrimonium Chloride, Argania Spinosa Kernel Oil, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Cocos Nucifera Oil, Betaine, Acetylated Lanolin, Lawsonia Inermis Leaf Extract, Parfum, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Methylisothiazolinone, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid, Triethanolamine, Hexyl Salicylate

Skład piękny i bogaty: na początku mamy mieszankę emolientów, jest antystatyk i nawilżająca gliceryna. Dalej oblepiaczo-kondycjoner - quaternium. Są tytułowe oleje - arganowy, makadamia i kokosowy. Dalej betaina, lanolina i ekstrakt z henny.

Opakowanie:
Uwielbiam słoiczki biovaxa, solidne, estetycznie wykonane, przejrzyste opisy. Standardowo otrzymujemy termocap oraz próbke serum, tym razem eliksiru 3 oleje.

Zapach:
Podobny do biovaxa proteinowego - ale jeszcze bardziej słodki i mdły :) Dla mnie jednak cudowny, kocham takie zapachy, po prostu kocham, dodatkowo czuję go jeszcze po zmyciu maseczki. Nie jem słodyczy, nie lubię, to chociaż nawdycham się słodziutkich zapachów.

Konsystencja:
Zbita, gęsta, bardzo gęsta i przyjemna, dobrze aplikuje się na włosy, nie spływa absolutnie z włosów. Przez to jest bardzo, ale to bardzo wydajna.

Działanie:
Ma swoje zalety, ale jednak więcej wad. Zacznijmy jednak od zalet: włosy bardzo ładnie błyszczą po maseczce i chcą się kręcić, ale... No właśnie, ale. Odstają pojedyncze włoski, część jest spuszona i to dość wyraźnie, z każdym użyciem coraz bardziej. Dodatkowo na drugi dzień włosy tracą objętość i są już nieco obciążone. Włosy są w dotyku matowe, szorstkie, nie trzymają się do końca kupy. Myślę, że mieszanka nielubianej przeze mnie gliceryny i kokosa tak zadziałała. Podejrzewałam, że się nie spisze, ale musiałam jej spróbować i nie żałuję :) Resztę w spadku dostała moja niskoporowata, prawie że prosta siostra i jest zachwycona :)


Jak maseczka spisała się na Waszych włosach? Wiem, że większość jest zadowolona :) Całuję :*









20:42:00

Olej z orzeszków makadamia - czy udało mu się zauroczyć moje fale?

Olej z orzeszków makadamia - czy udało mu się zauroczyć moje fale?
Hej hej Kochane :)
Jednym z pierwszych olei, których używałam w mojej olejowej przygodzie był olej z orzeszków makadamia. Bardzo ciekawiły mnie orzechowe oleje, zatem i ten gagatek zasilił szeregi mojej lodówki :) Czy jednak moje fale się z nim polubiły? Przeczytajcie.


Olej z orzechów makadamia  
źródło


*Swój olej kupiłam w sklepie Zrób Sobie Krem --> klik. Miałam nierafinowany, 60ml. Cudownie pachniał takimi słonawymi orzeszkami, uwielbiałam ten zapach, W również, zwłaszcza że potem przyszła era śmierdzącego awokado i konopnego :) Konsystencja gęstsza, bogatsza, czuć, że olej jest odżywczy.

*Jak wygląda składowo? 10% kwasów tłuszczowych nasyconych, 20% tajemniczego kwasu palmito-oleinowego omega 7 oraz 60% kwasów tłuszczowych jednonienasyconych omega 9.

*Jak spisał się w pielęgnacji moich fal? No niezbyt się spisał niestety ;) Po kilku użyciach było za  lekko, za miękko, pojawił się niewielki puszek i odstające włoski, zwłaszcza w porowatej wtedy dolnej części włosów. Nie ma bardzo dużo kwasów tłuszczowych nasyconych (których moje fale nie lubią), więc podejrzewam, że mogła tak podziałać ta 20% część kwasów omega 7. Na końcówki był za ciężki, ale ja nie przepadam za olejami z przewagą kwasów omega 9 na końce, bo często obciążają i łatwo mi z nimi przesadzić.

*Dość ciężki do zmycia, musiałam myć 2 dokładne razy odżywką lub szamponem hipp, zdarzyło mi się go nie domyć jednak, podobnie jak oliwy z oliwek, ale o niej niebawem :)

*Za to bardzo lubię go używać w połączeniu z żelem hialuronowym do twarzy, zwłaszcza zimą w czasie wieczornej pielęgnacji. Do suchej cery- jak znalazł :) Skóra jest po nim jędrna, mięciutka i gładk, bardzo odżywiona.


Też jesteście oczarowane zapachem oleju makadamia? A może orzeszkowa przygoda jeszcze przed Wami? Całuję :*