
Hej hej Kochane :)
Początkowo, oglądając recenzje maski kallosa z keratyną i proteinami mleka na KWC, nie do końca rozumiałam jej fenomenu. Kiedy jednak dane mi było jej użyć, zrozumiałam :) Sam fakt, że maseczka zawiera moją ukochaną hydrolizowaną keratynę powinien mnie do niej przekonać :) Obawiałam się jednak odrobinę protein mlecznych. Jak wyszło? Zapraszam na recenzję :)
Skład:
Skład: Aqua,
Cetearyl Alcohol, Cetrimonium
Chloride, Citric Acid, Propylene
Glycol, Hydrolized Milk
Protein, Hydrolized Keratin, Cyclopentasilioxane,
Dimenthiconol, Parfum, Benzyl Alcohol,
Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone.
Maseczka kallos keratin ma skład taki, jak lubię: emolientowo-humektantowo-proteinowy (hydrolizowane proteiny mleka oraz keratyna hydrolizowana). Są też dwa silikony - jeden lotny, drugi zmywalny delikatnym szamponem. Po początkowym emoliencie - antystatyk.
Konsystencja i zapach:
Konsystencja gęsta, typowo maskowa, bardzo przyjemna, takie lubię. Nic nie spływa, świetnie aplikuje się na włosy. Zapach taki jakby lekko męski, czuję go lekko na włosach po umyciu, ale delikatnie. Nie przeszkadza mi absolutnie, choć szkoda, że nie pachnie jak kallos latte ;)
Działanie:
Początkowo używałam jej solo, już wtedy byłam bardzo zadowolona. Potem zaczęłam wzbogacać ją kilkoma kroplami oleju z pestek malin oraz z pestek śliwek - i tutaj maseczka działa IDEALNIE :) Kiedy stylizuję włosy w fale, wspaniale, ale to naprawdę wspaniale podkreśla mi skręt, nie muszę przykładać się do ugniatania, a całość naprawdę pięknie faluje. Dociąża, nawilża i nadaje piękny blask. Kiedy robię włosy na "prosto", susząc chłodnym nawiewem suszarki, ślicznie wygładza, nawilża, nabłyszcza, dociąża, no coś pięknego :) Mimo zawartości silikonów, nie obciąża moich włosów, zauważyłam, że dużo bardziej obciąża je quaternium albo polyquaternium, niż właśnie silikony. Spokojnie jestem w stanie przetrzymać włosy do 3 dni po użycia kallosa keratin :)
Miałyście tego mniej popularnego kallosa? Czy jednak wersja latte u Was wygrywa? :) Całuję :*