14:49:00

FITOKOSMETIK, MASKA DO WŁOSÓW "BANANOWE AWOKADO"

FITOKOSMETIK, MASKA DO WŁOSÓW "BANANOWE AWOKADO"
Witajcie Kochani :)
Przychodzę do Was z recenzją maseczki Fitokosmetik "Bananowe awokado". Skusiłam się na nią, robiąc zakupy w tesco. Znajdziemy tam mnóstwo innych kosmetyków tej marki, jest też babuszka agafia i ecolaby, to dla mnie świetna wiadomość. Maseczka Fitokosmetik skusiła mnie składem, znajduje się tam mój ulubiony olej z krokosza barwierskiego - moją recenzję możecie sobie przeczytać TUTAJ


Skład:
Skład jest bardzo mocno emolientowy, mamy tutaj też sporo dalej w składzie nawilżającą glicerynę oraz ekstrakt z aloesu. Od początku - po wodzie olej ze słodkich migdałów, dalej oliwa z oliwek, olej z krokosza barwierskiego, olej jojoba, olej cedrowy, olej awokado, ekstrakt z banana, olej z orzechów brazylijskich, ekstrakt z rumianku, nawilżający ekstrakt z aloesu, nawilżająca gliceryna, konserwanty.


Konsystencja, zapach, opakowanie:
Konsystencja maseczki jest zwarta i zbita, gęsta. Maseczka pachnie początkowo całkiem ładnie, ale po czasie zapach zaczyna trochę męczyć i robić się chemiczny. Wyczuwam tutaj takie dziwne banany, z pewnością to nie tak ładny zapach, jak np. w masce kallos banana.  Plastikowy słoiczek niestety jest bardzo słabo wykonany, w rękach mojego młodszego synka długo nie wytrzyma w całości ;)



Działanie:
Wydawało mi się, że emolientów jest na tyle dużo, że bez problemu będę mogła użyć tego produktu po umyciu włosów, jako maski na kilka minut. Niestety spotkał mnie puch, chociaż włosy były całkiem miękkie i miłe w dotyku. Za drugim razem pilnowałam pogody - to samo. Za to bardzo ładnie radzi sobie zaaplikowana pod olej, zgodnie z moją metodą olejowania włosów na nawilżającą maskę - KLIK KLIK. Wtedy włosy są miłe w dotyku, nawilżone, ładnie skręcone (wzmacnia wręcz skręt), nie ma puchu. Tutaj nie mam zastrzeżeń, ale jako maska po umyciu - na pewno nie ;) Jest taniutka, można spróbować, chyba  że wybitnie nie lubimy się np. z olejem ze słodkich migdałów - on mocno zmiękcza włosy i czasami powoduje puch. Maseczka Fitokosmetik bananowe awokado nie ma silikonów, jest lekka i zgodna z metodą Curly girl.



Znacie ją? Lubicie? :) Całuję :*

05:50:00

ANWEN, OLEJ BROKUŁOWY

ANWEN, OLEJ BROKUŁOWY
Witajcie Kochani :)
Czas troszkę nadrobić zaległości blogowe, mam dla Was sporo recenzji, przygotujcie się zatem :) Jakiś czas temu pokazywałam Wam na instagramie moje masła i oleje od Anwen - KLIK KLIK.  O jednym z nich już Wam pisałam, dzisiaj przyszedł czas na olej brokułowy, koniecznie przeczytajcie, co sądzą o nim moje fale.



*W składzie oleju przeważa kwas tłuszczowy erukowy, należący do grupy kwasów omega 9. Ten sam kwas tłuszczowy znajduje się w lubianym przeze mnie i testowanym kiedyś oleju abisyńskim, o którym pisałam Wam TUTAJ.

*Olej brokułowy ma bardzo charakterystyczny zapach, niestety nieprzyjemny. Dla mnie to jest jakby nieświeży brokuł z czymś dziwnym ;) Dlatego tak rzadko stosuję go do zabezpieczania końcówek, chociaż spisuje się tam znakomicie. Kolor jest żółto zielony, konsystencja taka bardziej śliska, inna od pozostałych olejów.

*Za 30ml zapłacimy 25zł. U mnie wystarcza to na 5-6 pełnych rytuałów olejowania, na dużo więcej, jeśli dodaję tylko do maseczki kilka kropel lub stosuję właśnie na końcówki.

*Stosuję go najczęściej na sucho - taki ze mnie leniuszek :) Raz nałożyłam go na żel lniany, na dosłownie 20 minut - bardzo ładnie wygładza, zamyka nawilżenie, zostawia włosy jedwabiste. Nie obciąża ich, delikatnie wzmacnia skręt. Spisuje się u mnie bardzo dobrze, bezproblemowo zmywa nawet odżywką czy maską. Tylko ten zapach ;) Nie mogę nosić go długo na włosach, bo po prostu strasznie mnie drażni, mój mąż też za nim nie przepada. Pamiętam jego minę, jak pierwszy raz naolejowałam całe włosy brokułem :D Idealny na końcówki, no tylko ten zapach.

*Ładnie spisuje się, kiedy dodaję kilka kropel do emolientowej maski na zamknięcie pielęgnacji. Tutaj na szczęście zapach nie zostaje na włosach, a sama maska robi się bardziej dociążająca.



Lubicie olej brokułowy? :) Jak oceniacie zapach? Całuję :*

17:40:00

ANWEN - SZAMPON "BRZOSKWINIA I KOLENDRA" ORAZ "POMARAŃCZA I BERGAMOTKA"

ANWEN - SZAMPON "BRZOSKWINIA I KOLENDRA" ORAZ "POMARAŃCZA I BERGAMOTKA"
Witajcie Kochani :)
Zasypię Was recenzjami, tak jak obiecywałam :D Znowu na tapecie kosmetyki Anwen - cóż ja poradzę, że obecnie w moim włosowym zestawie jakieś 70% kosmetyków to właśnie Anwenki :D Ale fakt, że wiele z nich wykańczam i czaję się na kilka rosyjskich cudeniek, między innymi maskę laminującą z ecolab albo taką fajną żółtą z cafe mimi, którą mi polecałyście. No ale co z tymi szamponami? Pamiętam, jak użyłam pierwszy raz wersji z pomarańczą i bergamotką. Najpierw nałożyłam masło mango, następnie umyłam włosy właśnie tym szamponem, po wszystkim na chwilkę kallos mango - swoją drogą to świetna maseczka - i wystylizowałam syossem. Efekty pokazywałam Wam na moim instagramie TUTAJ. Było pięknie i spodziewałam się, że szampony będą spisywać się bardzo dobrze. Następne mycia jednak nie były już takie idealne, ale zaraz Wam o tym opowiem ;)


Skład:
Zacznijmy jednak od składów, nie potrafię już inaczej pisać recenzji ;) Szampony Anwen opierają się na łagodnych detergentach, bardzo wysoko w składzie mamy nawilżającą glicerynę. Piszę o tym, ponieważ moje włosy zawsze i wszędzie wyczuwają glicerynę :D W obu szamponach znajdziemy również wysoko w składzie nawilżającą betainę. Później mamy już troszkę różnic. Wersja szamponu Anwen brzoskwinia i kolendra do suchej i wrażliwej skóry głowy - zawiera ekstrakt z siemienia lnianego oraz z prawoślazu, oba mają działanie nawilżające. Mamy tutaj także niacynamid oraz ekstrakty z shikakai, kolibła egipskiego i gipsówki wiechowatej. Wersja pomarańcza i bergamotka do normalnej i przetłuszczającej się skóry głowy - ekstrakty z shikakai, kolibła egipskiego, gipsówki wiechowatej i mydlnicy lekarskiej, a także  ekstrakt z wierzbownicy oraz cynk , które mają wpływ na przedłużenie świeżości włosów. 

Tutaj skład wersji z pomarańczą i bergamotką:

Opakowanie i zapach:
Mam obie wersje szamponów - w piance oraz klasyczny w butelce z pompką. Muszę przyznać, że wersja w piance jest dużo mniej wydajna w moim przypadku. Na jedno umycie potrzebuję około 10 takich naciśnięć. Jednak klasyczne opakowanie z pompką, nawet po rozwodnieniu wypada u mnie lepiej. Co do zapachu - uwielbiam zapach szamponu z brzoskwinią, po prostu uwielbiam. Ten z pomarańczą też jest przyjemny. Zapach wyczuwam jeszcze delikatnie na włosach po wysuszeniu ich. Wersja piankowa ma 170ml, zwykła 200ml. Cena - 28zł, szkoda, że nie troszkę mniej, przeważnie kupuję szampony w okolicach 15zł.


Działanie:
Jak już wspomniałam, pierwsze mycie wspominam bardzo miło. Emolientowe masło mango na suche włosy, mycie szamponem z pomarańczą, emolientowa maska kallos mango, emolientowy kallos color b/s i żel syoss men power hold - mój ulubieniec ;) Mycie było mocno emolientowe. Jednak kolejne 2 mycia nie były już takie optymistyczne. Jeden raz umyłam włosy szamponem z pomarańczą i nałożyłam odżywkę proteinową, która zawsze mi się sprawdzała. Nie stosowałam metody OMO, normalnie umyłam i potem proteiny. Wystylizowałam jak zawsze syossem - a tam puch. Zdziwiłam się, pomyślałam, że to może nie czas na proteiny. Drugie z kolei nieudane mycie - szampon z brzoskwinią, a po nim dosłownie malutka ilość kallosa color na minutkę, wystylizowane syossem jak zwykle. Znowu puch  i źle. Zgłupiałam, odstawiłam na kilka myć szampony Anwen, wszystko wróciło do normy. Zaczęłam podejrzewać glicerynę, zatem wypadło kolejne mycie - tym razem szampon z brzoskwinią, ale użyty w metodzie OMO, czyli najpierw nałożyłam kallosa banana, potem szampon anwen z brzoskwinią i wykończyłam mocniejszym emolientem - maska kallos multivitamin z kilkoma kroplami oleju brokułowego na 10 minut. I znowu pięknie jak za 1 razem. Winna znowu jest  gliceryna - po użyciu szamponów od Anwen muszę zamykać pielęgnację emolientem, najlepiej też, jak użyję go w metodzie OMO, gdzie pierwszym O jest albo olej, albo jakaś maska. 

Nie mogę też pozwolić sobie na olejowanie włosów na nawilżający podkład, a potem umycie ich tymi szamponami, bo zaczynają się ciągnąć i przenawilżać. Mimo, że włosy mają stosunkowo krótki kontakt z szamponem, który ma glicerynę, to ona i tak wpływa na moje włosy. No ale one wyczują glicerynę wszędzie, jak już Wam wspominałam :D   Wersja z pomarańczą przedłuża lekko świeżość włosów, jestem w stanie przetrzymać je do 3 dni, po brzoskwini - standardowo do 2. Szampony ładnie odbijają moje włosy od nasady, nie podrażniają skóry głowy, dobrze domywają oleje. Szkoda, że nie mogę używać ich co mycie i muszę się bardzo pilnować, czego użyć przed i po, żeby nie doczekać się puchu ;) Przydałyby się jakieś małe buteleczki, co by każdy mógł sprawdzić na sobie, czy szampon mu służy :D




Jak spisują się u Was te szampony? Całuję :*


20:18:00

Taft - irresistible power - czyli słynny, złoty żel taft dla fal i loków

Taft - irresistible power - czyli słynny, złoty żel taft dla fal i loków
Witajcie Kochani :)
Odpowiedni stylizator to bardzo ważny element w przypadku pielęgnacji naszych fal i loków. Wiele z nas wybiera żele - sama należę do grona ich zwolenników. Od jakiegoś czasu testuję żele taft - dzisiaj przychodzę z recenzją żelu taft irresistible power, czyli słynnego złotego tafta ;)


Skład:
Skład to pierwsza rzecz, na którą zwracam uwagę, kiedy wybieram żel do włosów. Złoty żel taft spełnia wszystkie moje warunki idealnego stylizatora - nie ma wysuszającego alkoholu, ma mocne polimery, ma niewiele humektantów - tutaj mamy glicerynę i panthenol troszkę przed zapachem. No i jest niedrogi, a jak wiemy, żelu się zużywa całkiem sporo. Jest łatwo dostępny w rossmannie, choć w moim akurat nie było tej wersji, dorwałam w carrefour.


Zapach i konsystencja:
Niestety nie przepadam za zapachem tego żelu - przypomina mi jakąś wodę toaletową, jakich używają starsi panowie - oczywiście nie obrażając panów ;) Na szczęście szybko ulatnia się z włosów. Konsystencja jest nieco gęstsza od niebieskiego tafta.

Działanie:
Żel bardzo dobrze się spisuje na moich włosach i lubię go coraz bardziej. Jest słabszy od mojego ukochanego syossa men power hold, jednak i tak bardzo ładnie podkreśla skręt i utrwala go. Zaletą jest to, że następnego dnia nie matowi tak włosów, jak zdarza się to syossowi. Zostawia lekkie sucharki, mogę użyć go całkiem sporo, aplikuję na ociekające wodą włosy, oczywiście pod spodem jest odżywka bez spłukiwania. Jest niedrogi, szybko się kończy, ale tak to już jest z żelami ;) Zgodny z metodą curly girl, nic, tylko próbować. Miła niespodzianka po rozczarowaniu niebieskim taftem.

A zdjęcia na bloga robią się tak :)



Zapraszam na mojego włosowego instagrama --> KLIK KLIK