15:16:00

Włosy we wrześniu 2015r.

Włosy we wrześniu 2015r.
Witajcie Kochani :)
Wrzesień już się kończy - nie wiem, kiedy to przeleciało, pamiętam, jak dopiero co odprowadzałam 1 dnia miesiąca synka do przedszkola, a tu już prawie październik :) Zbliża się jesień, liście przyodziewają się powoli w żółto-czerwone barwy. Ale to dobrze - lubię jesień :) Mogę poczytać wieczorem książkę pod kocykiem, w otoczeniu świeczek i ciepłej herbatki :) Tymczasem zapraszam Was na wrześniową aktualizację moich włosów. Poniżej możecie zobaczyć moje włosy, zdjęcie zrobione bez lampy, w słoneczku :)



Co słychać u moich włosów?
Wrzesień był dosyć łaskawy dla moich fal - nawet te deszczowe, wilgotne dni zniosły całkiem dobrze. Wszystko dzięki wprowadzeniu do pielęgnacji naprawdę sporej ilości emolientów :) Emolientowych masek i odżywek używałam praktycznie co mycie, wplatając w pielęgnację w międzyczasie troszkę nawilżaczy i protein. Włosy wyglądały przeważnie tak, jak na zdjęciu powyżej - dociążone, bez puchu, pofalowane na końcach :) Powiem Wam szczerze, że naprawdę lubię je w takim wydaniu. Zwłaszcza, że na drugi dzień, po nocy po prostu rozplątuje je z pętelki albo ślimaka i są gotowe :)

Olejowanie:
Olejowałam włosy dokładnie 6 razy - czyli całkiem przyzwoicie jak na mnie :) Zużyłam niewielką buteleczkę oleju andiroba - robił mi zawsze przyjemny skręt :) Kończę również awokado i kokoska. Kokos służy mi po spadku porowatości świetnie, o czym pisałam Wam już w tym poście. Jest jeden warunek - muszę używać go na zmianę z innymi olejami ;)

Mycie:
We wrześniu rzadziej myłam fale odżywką, za to w obiegu był szampon biolaven, mydełko miodowe czy płyn facelle. Pokornie wróciłam jednak do mycia odżywką - skalp troszkę się zbuntował, zaczął szybciej przetłuszczać i zatęsknił za myciem odżywką, ot co ;)

Odżywianie:
Tutaj było bardzo emolientowo - w obiegu był mój ukochany balsam planeta organica afryka z olejem arganowym. Zaczęłam testować również nowości - mocno emolientowy (z lekką domieszką protein pszenicznych) balsam wzmacniający planeta organica morze martwe oraz odżywkę wygładzającą od sylveco - mój pierwszy raz z nią mogliście obejrzeć w tym poście ;) 
Nadal kończę kallosa blueberry - obiecałam sobie, że nie kupię multivitaminki, póki nie skończę choć jednego kallosa. Na szczęście jest już na dnie :)  Kiedy potrzebowałam protein - sięgałam po ukochanego biovaxa z keratyną i jedwabiem. Jak widać - nie używam samych nowości, muszę mieć też swoich pewniaków i przy tym przerzedzać troszkę zapasy :)

Końcówki:
Tutaj niezmiennie - ukochana kuracja marokańska z avonu. Bardzo zależy mi teraz na długości włosów, zatem silikonowe serum po każdym myciu jest konieczne - wreszcie jego używanie weszło mi w krew :)

Stylizacja:
Praktycznie po każdym myciu suszę włosy suszarką na prosto - najpierw ciepłym, a na samym końcu chłodnym nawiewem. Następnie takie całkiem suche włosy zawijam w pętelką albo koczka ślimaka - więcej pisałam Wam już w tym poście na temat układania włosów ;)

Wcierki i porost:
Nic nie wcieram :P Jem za to prawdziwe jedzenie, przystopowałam z suplementacją, a włosy rosną, jak na mnie bardzo ładnie :)

Jak Wasze włoski zniosły wrzesień? :) Całuję :*

14:02:00

Niedziela dla włosów z balsamem wzmacniającym planeta organica morze martwe

Niedziela dla włosów z balsamem wzmacniającym planeta organica morze martwe
Witajcie Kochani :)
Kosmetyki planeta organica na stałe zagościły w mojej łazience :) Uwielbiam tę serię za przeważnie mocno emolientowe, olejowe składy. Ostatnio zamówiłam balsam wzmacniający planeta organica z serii morze martwe. Byłam bardzo ciekawa, jak na moich falach sprawdzają się kosmetyki z morskimi minerałami. Zapraszam na niedzielę dla włosów z minerałami w roli głównej :)


Olejowanie: brak
Mycie: balsam mrs. potters z aloesem i jedwabiem
Odżywianie: balsam wzmacniający planeta organica morze martwe
Końcówki: kuracja marokańska z avonu
Stylizacja: suszarka z ciepłym i chłodnym nawiewem, koczek ślimak


Postanowiłam nie olejować włosów, żeby móc obiektywnie ocenić działanie nowego produktu. Umyłam zatem włosy ukochanym balsamem mrs. potters z aloesem i jedwabiem. Nałożyłam go sporo i masowałam skórę głowy jakieś 2 minutki, po czym bardzo dokładnie spłukałam. Uwielbiam myć włosy odżywką :D Następnie na około 15 minut nałożyłam balsam wzmacniający z serii planeta organica morze martwe. Potrzymałam go pod ciepłym ręcznikiem i spłukałam ciepłą, a potem chłodniejszą wodą. Osuszyłam włosy bawełnianym podkoszulkiem, przeczesałam grzebieniem z szeroko rozstawionymi ząbkami i w końcówki wgniotłam kropelkę kuracji marokańskiej z avonu. Od razu wzięłam się za suszenie - najpierw ciepłym nawiewem, a końcowe dwie minutki chłodnym. Związałam włosy w koczka ślimaka - tuż po suszeniu były już bardzoooo gładkie, co mnie bardzo mile zaskoczyło, ponieważ od razu po wysuszeniu są raczej bardziej matowe. Po godzinie rozwinęłam ślimaka:


Udało mi się zrobić zdjęcie bez lampy, to to po prawej :) Końcówki bardzo fajnie się pofalowały - a to tylko godzinka w koczku ślimaku :) Całość jest bardzo gładziutka, dociążona i przyjemna w dotyku - efekt chyba jeszcze lepszy, niż po ostatniej wygładzającej odżywce od sylveco. Zauważyłam, że moje włosy ostatnio bardzo fajnie się zachowują - odkąd serwuję im w 70% emolienty, a w pozostałych 30 proteiny i humektanty ;) Gorąco polecam emolientową pielęgnację - balsam morze martwe ma skład głównie emolientowy, gdzieś tam na szarym końcu są proteiny pszeniczne - które swoją drogą chyba bardzo lubię ;)

Jak Wasze niedziele? :) Mam nadzieję, że równie udane :) Całuję :*


09:35:00

Pierwszy raz z wygładzającą odżywką od sylveco - jest moc! :)

Pierwszy raz z wygładzającą odżywką od sylveco - jest moc! :)
Witajcie Kochani :)
Czy u Was też jest  tak pochmurno i ciemno? Jest już prawie 9, a ja mam zapalone światła i piszę do Was przy lampce nocnej ;) Ostatnio pokazywałam na moim instagramie zdjęcia mojej paczuszki i moje skromne zakupy ;) Tym razem nie zaszalałam, ale odżywkę wygładzającą od sylveco musiałam kupić - i oczywiście od razu przetestować. Już wczoraj prosiłyście w meilach i komentarzach, żebym jak najszybciej ją przetestowała i napisała recenzję :) Dzisiejszy post recenzją jeszcze nie jest, jednak jestem po pierwszym razie z odżywką sylveco i chciałabym Wam napisać o niej kilka słów ;)


Sama nie wiedziałam, czy użyć jej solo, czy dodać oleju, czy może w złożonej pielęgnacji. Bardzo ciekawi mnie ten cukier w składzie - choć powiem szczerze, że byłam prawie w 90% pewna, że odżywka mocno mnie spuszy i będę musiała używać jej pod olej, albo w złożonej pielęgnacji, jako nawilżacz. No ale raz kozie śmierć - wczoraj wieczorem nałożyłam ją solo, na 10 minut, po wcześniejszym umyciu włosów balsamem mrs. potters. Zmyłam odżywkę i zaczęłam rozczesywać włosy palcami, a potem grzebieniem z szeroko rozstawionymi ząbkami. Nie powiem, nie było to takie proste, jak w przypadku innych odżywek - ta na pewno nie daje takiego poślizgu i po wcześniejszym umyciu włosów szamponem i nałożeniu sylveco - możemy mieć problem z rozczesaniem ;) Wzięłam się za suszenie - tak jak zawsze, ciepłym nawiewem, potem chłodnym. Całkiem suche włosy były mocnoooo niedociążone, rzadko kiedy takie są ;) Za to bardzo przyjemne w dotyku. Pomyślałam - no nic, jutro najwyżej zwiążę i tyle ;) Nałożyłam na już suche kłaczki kapkę kuracji marokańskiej z avonu, zawinęłam w pętelkę i poszłam spać. Rano rozwijam pętelkę, a moim oczom ukazał się taki widok:


Zadziwił mnie skręt na końcówkach, po zwykłej pętelce :):) Wybaczcie za tak słabą jakość zdjęcia po prawej, tego bez lampy, ale chciałam pokazać, że brak puchu i fajny wygląd włosów to nie jest zasługa właśnie lampy ;) Puch po nocy zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ;) Nigdy nie miałam tak gładkich, nawilżonych i jedwabistych w dotyku fal, jak po tej odżywce - no przysięgam, że nigdy ;) No ale odżywkę czekał jeszcze jeden test - przeprawa z synkiem pieszo do przedszkola, a wilgotność powietrza sięgała 90% :) Poszliśmy, czułam, że włosy lekko spuszyły się i nabrały wody. Po powrocie do domu na dosłownie 5 minut związałam je w koczka ślimaka. Po rozwinięciu wyglądają tak, czyli dalej bardzo dobrze ;)


No tak, miało być krótko, a wyszło jak recenzja ;) Jednak na recenzję z analizą składu i dalszymi wnioskami musicie troszkę poczekać. Ja, jak na razie odżywką jestem zachwycona, będę ją kłaść pod olej i używać również w złożonej pielęgnacji :) Mam jednak wrażenie, że część czytelniczek z włosami o wyższej porowatości odżywka może spuszyć. Tego cukru (który jest nawilżaczem) jest tutaj naprawdę sporo ;) Sama jednak mam już włosy zdrowe, tylko z natury falowane i suche. Ale warto próbować! :)


Skusiłyście się na odżywkę od sylveco? Jeśli nasza znajomość dalej będzie kwitła, dokupię chyba jeszcze maskę :) Całuję :*

09:04:00

Stylizacja włosów kręconych - W jaki sposób układać włosy falowane i puszące się - bez żelu i ugniatania :)

Stylizacja włosów kręconych - W jaki sposób układać włosy falowane i puszące się - bez żelu i ugniatania :)
Witajcie Kochani :)
Najczęściej stylizuję moje falowane włosy przy pomocy żelu do włosów i ugniatania. Kiedy jednak nie mam czasu, stawiam na zawijanie włosów w różne koczki ślimaczki czy pętelki. Przeczytajcie, w jaki sposób to robię. Będą zdjęcia :)




1. Myję włosy i nakładam odżywkę/maskę. Po kilkunastu minutach spłukuję produkt. Wszystko robię nad wanną, głową w dół. Oczywiście można to zrobić pod prysznicem.
2. Nad wanną odciskuję nadmiar wody rękoma, a potem bawełnianym podkoszulkiem. Ważne, żeby nie było to ręcznik frotte - te bardzo lubią puszyć i niszczyć włosy, a fale i loczki same w sobie już często się puszą i lepiej to ograniczać ;)
3. Prostuję się i przeczesuję włosy najpierw delikatnie palcami, a następnie grzebieniem z szeroko rozstawionymi ząbkami. Zauważcie, że cały czas traktuję włosy tak, jakby były proste. W końcówki wgniatam emolientową odżywkę bez spłukiwania (najczęściej Anwen Morela) i silikonowe serum bądź kroplę-dwie oleju do włosów.
4. Suszę włosy suszarką, na średniej szybkości, ciepłym lub chłodnym nawiewem. Kilka minut ostatniego suszenia - włączam koniecznie nawiew chłodny. Bez dyfuzora, normalnie, z góry, w kierunku wzrostu włosa, jak włosy proste. Nie dosuszam do końca, zostawiam je bardzo lekko wilgotne. Po suszeniu włosy są leciutko spuszone i matowe, ale wiem, że za kilkanaście minut to minie ;) Fale i/albo włosy o wyższej porowatości tak już przeważnie mają.  W takie lekko wilgotne włosy ponownie nakładam małą porcję silikonowego serum.
5. Bardzo ważny punkt - teraz włosy trzeba w coś zawinąć, co pozwoli im się pofalować, zgodnie z ich naturą. Najbardziej lubię zawijać włosy w pętelkę, czyli taki nie do końca przeciągnięty kucyk. Można również zrobić koczka ślimaczka i owinąć go gumką albo żabkami - czasem sama tak robię, choć zdarza mi się, że włosy mam po nim jakby troszeczkę połamane.


Oto moja słynna pętelka - czyli nie do końca przeciągnięty kucyk :) Można tak spać na boku.

Tutaj widać lepiej - tylko tu pętelka wykonana na połowie włosów, a ja robię z tyłu, na całości. No i lepiej nie robić jej tak grubą gumką, jak ja na zdjęciu poniżej, strasznie mi wtedy pamiętam odgniotła włosy.

A tutaj taki ala koczek ślimaczek, z tyłu głowy, przypięty dwoma żabkami. Ciężko go zrobić na tak krótkich włosach, jak moje wtedy. Można też zrobić bardziej na czubku głowy.


Ile chodzić w takiej fryzurze? 
A to już zależy - ja często zostawiam pętelkę na całą noc, rano tylko ściągam delikatnie gumkę, włosy układają się po swojemu, czasem delikatnie je przeczesuję palcami i gotowe. Można rano dołożyć kapkę silikonowego serum czy kroplę oleju, jeśli włosy wydają się suche. Jeśli jednak myję je rano, to pętelkę noszę czasem i godzinkę, po takim czasie włosy już się nie puszą i przybierają ładny pofalowany kształt :) Ogólna zasada jest taka, że im dłużej pochodzimy w zawiniętych włosach, tym mocniej się skręcą. Musimy patrzeć na potrzeby swoich włosów - sama muszę pamiętać, żeby nie robić zbyt ciasnych zawinięć, ponieważ wtedy czasem mam dziwnie powyginane włosy ;)

Jak wyglądają moje włosy po koczkach i pętelkach?


 W jaki sposób układacie swoje fale? Żel, ugniatanie, dyfuzor, czy może zawijanie? :) Całuję :*

10:11:00

Recenzja kremu KAILAS + wyniki konkursu - kto wygrał 3 kremiki? :)

Recenzja kremu KAILAS + wyniki konkursu - kto wygrał 3 kremiki? :)
Witajcie Kochani :)
Synek w przedszkolu, zatem siadłam wreszcie i piszę recenzję kremu KAILAS, który jak może pamiętacie miałam przyjemność testować dzięki Ayurvedik.pl :) Odchodząc jeszcze na chwilę od tematu - odkąd Kubuś chodzi do przedszkola - a pokochał je od pierwszego dnia, mamy mały problem w czasie chorób i dni w domu. Synek tak się nudzi, tęskni za dzieciaczkami i zabawami - mama z nim wykleja drzewa z bibułki, rysuje, układa puzzle, ale to nie to samo, on chce przedszkole :):) No, ale wróćmy już do tematu, bo ja o Kubie to tak mogę pisać przez godzinę :D Jak ten tajemniczy krem KAILAS spisał się na moim ciele i twarzy? W jaki sposób go używałam - i co najważniejsze - które z Was wygrały swoje kremy? Zapraszam do dalszej lektury :)



Opis producenta:
Krem KAILAS to mieszanina odżywiających i nawilżających skórę olejów roślinnych połączona z ekstraktami roślinnymi o działaniu łagodzącym , stymulującym regenerację naskórka oraz mikrokrążenie skórne, a także usuwającymi przebarwienia. Produkt działa również antybakteryjnie oraz przeciwgrzybicznie.
Produkt polecany do pielęgnacji skóry:
  • łojotokowej,
  • trądzikowej,
  • z przebarwieniami
KAILAS zalecany jest także przy problemach z nadmiernie wysuszoną i pękającą skórą oraz przy nadmiernym rogowaceniu skóry. Łagodzi skutki:
  • ukąszeń owadów,
  • otarć,
  • podrażnień skóry np. po goleniu i depilacji.



W tradycji ajurwedyjskiej stosowany również przy:
  • łuszczycy,
  • hemoroidach,
  • grzybicy,
  • kurzajkach,
  • oparzeniach,
  • odleżynach,
  • opuchnięciach.
Krem przebadany na grupie osób z dodatnim wywiadem alergicznym.

Skład:
KAILAS to kosmetyk naturalny - zatem w składzie sama natura, a jakże :D Bazą produktu jest olej kokosowy, dalej możemy zobaczyć olej sandałowy, kamforę i kilka ziołowych ekstraktów- nie ma tutaj dziwnych wypełniaczy, a same wartościowe, aktywne składniki - to lubię.

Opakowanie, zapach i konsystencja:
Krem pachnie intensywnie ziołowo, mi przypomina troszkę olejek khadi ;) Dla mnie to całkiem przyjemny zapach, ale wiem, że może się nie podobać. Konsystencja jest gęsta, olejowa, jednak na skórze całkiem sprawnie się rozsmarowuje. Produkt otrzymujemy w 20g tubeczce, musimy go zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Myślę, że nie będzie z tym problemu, ponieważ krem jest naprawdę uniwersalny ;)

Działanie:
No to jak to uniwersalne cudo spisało się w moim przypadku? Swój krem otrzymałam akurat w czasie, kiedy namiętnie gryzły mnie komary i meszki. Nie wiem, co tak im się we mnie podobało, ale ślady po ukąszeniach i swędzenie towarzyszyły mi codzienne. Od razu przypomniałam sobie, że KAILAS ponoć działa świetnie na ukąszenia - zatem pobiegłam do łazienki i posmarowałam zaczerwienienia, których nie mogłam przestać drapać - a ja mam tak, że jak już zacznę drapać, to nie mogę przestać ;) Najpierw zaczęło minimalnie szczypać, ale po chwili ulga - tak cudowna ulga. Przestało swędzieć, a na następny dzień zaczerwienienia i ślady po ukąszeniach były prawie niewidoczne :)  Postanowiłam także sprawdzić, jak KAILAS poradzi sobie z podrażnieniami po goleniu. Mam spory problem z krostkami i podrażnieniami po goleniu okolic bikini - a wiem, że wiele z nas ma ten mało przyjemny problem ;) Któregoś wieczora, po kąpieli posmarowałam te okolice kremem. Na drugi dzień podrażnienia faktycznie były mniejsze, chociaż problem nie został zupełnie wyeliminowany. Jednak było lepiej :) Szkoda, że krem nie opóźnia odrastania włosków, choć kto wie :D Bałam się posmarować KAILASEM całej twarzy - stałe czytelniczki pewnie wiedzą, że cerę mam wrażliwą i wiele rzeczy mnie podrażnia, a tu taka masa ziółek. Posmarowałam jednak kilka razy miejsca koło nosa i ust, gdzie dopadają mnie największe przesuszenia - faktycznie po kilku dniach suche skórki zniknęły, choć tuż po wchłonięciu kremu cera wydawała się taka dziwnie matowa :) Może odważę się kiedyś użyć go na całej twarzy -  jednak na baczności niech mają się cery tłuste i mieszane. Bazą kremiku jest olej kokosowy, a ten ma spore właściwości komodogenne i może nas nieźle zapchać :) KAILAS ponoć dobrze radzi sobie także przy łuszczycy, grzybicy, kurzajkach czy odleżynach - na szczęście ja nie miałam okazji tego sprawdzić ;)

Podsumowując - na pewno KAILAS zagości na stałe w mojej kosmetyczce latem, kiedy to komary i meszki nie dają spokoju. Będę nim także łagodzić podrażnienia po goleniu :) W sklepie Ayurvedik tubka 20g kosztuje 28zł - krem jest jednak bardzo wydajny, zatem starczy spokojnie na kilka miesięcy używania :)


A teraz wyniki konkursu, trzy sztuki kremu KAILAS wędrują do:


Dziewczyny - serdecznie gratuluję i już wysłałam do Was meila :) Całuję:*

Skusiłam Was tym uniwersalnym i bardzo przyjemnym kremem? :):)

21:59:00

Maski i odżywki odpowiednie dla włosów wysokoporowatych

Maski i odżywki odpowiednie dla włosów wysokoporowatych
Witajcie Kochani :)
Pielęgnację moich włosów rozpoczęłam w sierpniu 2010 roku. Od tej pory przetestowałam chyba kilkadziesiąt litrów maseczek i odżywek - no dobra, może troszkę przesadzam ;) Ale produktów przewinęło się przez moją łazienkę wiele - na szczęście często w formie odlewek, dzięki czemu miałam szansę przetestować jakiś kosmetyk, nie kupując pełnowymiarowego opakowania. Moje włosy dosyć długo miały wysoką porowatość i wszystko były dla nich za lekkie - choć wyglądały całkiem dobrze, dzięki bogatej pielęgnacji. Dzisiaj chciałabym polecić Wam troszkę maseczek i odżywek, które mają szansę spisać się dobrze na takich włosach. Oczywiście - nie traktujcie listy jak wyroczni - każda z nas, mimo wyższej porowatości, może lubić inne oleje czy inne składniki. Myślę jednak, że taki spis przyda się wielu początkującym, jak i tym średnio-zaawansowanym włosomaniaczkom. To co - zaczynajmy :D


Czas na emolienty:
Emolienty to moim zdaniem najważniejszy element w przypadku pielęgnacji włosów o wyższej porowatości. Od kiedy moja pielęgnacja opiera się w dużej mierze na emolientach, włosy wyglądają sto razy lepiej :)

Dodałam do wpisu maseczki insight - od razu uprzedzam, że sama nie miałam przyjemności ich używać, jednak są bardzo chwalone na jednym włosowym forum, zwłaszcza właśnie osoby z włosami wysokoporowatymi są nimi zachwycone ;) Składy możecie sobie obejrzeć tutaj. Na pewno skuszę się na jedną z nich, ale to za jakiś czas.


Maseczki te zna chyba każdy ;) Najlepiej spisała się u mnie wersja marokańska - dociąża jak nie wiem co. Gorzej było z toskańską (ale to chyba dlatego, że nie przepadam za oliwą z oliwek) i ajurwedyjską. Nie testowałam maski tajskiej. Wiem jednak, że większość osób z wysokoporowatymi włosami je uwielbia, warto zatem spróbować choć jednej ;) Marokańska ma najlepsze opinie, z tego co widziałam. Moje recenzja znajdują się: tutaj, tutaj i tu :)


Pewnie macie już dość tej serii afrykańskiej, bo piszę o niej u mnie pewnie co drugi post :D Ale cóż poradzę - to produkty, dzięki którym nastąpił mały przełom w mojej pielęgnacji - nic tak nie wygładza, nie dociąża i nie ogranicza puchu tak, jak te cztery powyższe produkty. Dostępna jest seria z olejem arganowym, makadamia, awokado, masłem shea i masłem mango. Nie powiem Wam dokładnie, które wersje mogą dobrze spisać się na Waszych włosach o wyższej porowatości - na pewno jednak uważałabym z serią z masłem mango i masłem shea. Awokado można kochać albo nienawidzić :D Reszta zależy już od indywidualnych preferencji - jednak polecam meilowo dziewczynom maskę i balsam z olejem arganowym i przeważnie są zachwycone :) Makadamia raczej też spisuje się ładnie - chyba że wybitnie nie lubicie tego oleju. Produkty z tej serii możecie sobie obejrzeć np. tutaj. Moje recenzje za to znajdują się tutaj, tutaj i tu.


Celowo nie umieściłam tutaj wersji banana, gdyż zawarta w niej oliwa z oliwek różnie działa na włosy o wyższej porowatości. Bananek jednak może spisać się również ładnie :) Bardzo polecam za to wersję multivitamin oraz blueberry (moje ulubione), a także cherry i omega. Produkty te nie powinny zaszkodzić, jednak konieczny musi być moim zdaniem dodatek oleju - solo mogą być zbyt lekkie. W składzie jednak przeważają emolienty, a te nie powinny nam zrobić krzywdy. Mogą być też fajną bazą do różnych domowych maseczek, np. z kakao, skrobią ziemniaczaną czy żelem lnianym.


Maseczki i odżywki yves rocher
Mam już trzecią tubkę odżywki odbudowującej - a to już coś znaczy :) Uprzedzam jednak, że odżywka kapkę przed zapachem posiada alkohol - moje włosy go tam nie czują, sama odżywka jest emolientowa i robi wiele dobrego, ale wolę o tym napisać :) Miałam przyjemność używać również odlewek dwóch maseczek tej firmy - maseczki odbudowującej i maseczki zwiększającej gęstość włosów. Składy są piękne, emolientowe i maseczki nie mają już alkoholu. Na pewno kupię pełnowymiarowe opakowania, jak przerzedzę troszkę zapasy. Recenzję odżywki możecie przeczytać tutaj.


Kiedyś garniery był fajniejsze, ponieważ nie miały alkoholu, teraz dodali chyba do wszystkich, ale jest dalej w składzie. Swojego czasu nie przypadł mi do gustu najsłynniejszy garnier awokado i karite - wiem jednak, że mnóstwo wysokoporek go bardzo lubi, zatem o nim wspominam. Wiem, że jest jeszcze wersja z cudownymi olejkami, bardzo emolientowa oraz odżywka z morelą i migdałem - ta akurat średnio przypadła mi do gustu, ale wiele osób ją poleca ;)


Od razu zaznaczę, że sama nie pokochałam żadnego z nich, ale dochodzą mnie słuchy, że przeważnie spisują się świetnie na włosach o wyższej porowatości :) Od lewej wersja z olejem cedrowym, w środku rokinikowym i po prawej - z oliwą z oliwek. Jeśli bardzo nie lubicie np. rokitnika (jak ja), balsam może nie przypaść Wam do gustu :) Przeważnie jednak produkty te ładnie dociążają i wygładzają - warto spróbować. U mnie jeszcze jako tako spisała się wersja z olejem cedrowym - tutaj jest recenzja, za to dość mocno nie polubiłam rokitnika.

Lubię ten balsam:) Bardzo ładnie dociąża i wygładza włosy. Można go także używać jako odżywki bez spłukiwania - sama czasem dość trochę go rozwadniam i używam właśnie w taki sposób. Moją recenzję możecie przeczytać tutaj. Widuję go w wielu drogeriach :)



Teraz czas na nawilżenie :)
Często włosom wysokoporowatym szkodzą nieumiejętnie użyte nawilżacze - post o tym, jak umiejętnie używać nawilżających produktów zamieściłam tutaj. Nawilżać jakoś trzeba jednak każde włosy, oto moje ulubione nawilżające produkty ;)



Balsamy planeta organica z linii klasycznej mają bardzo ładne, emolientowe składy. Jest też trochę ziółek i gliceryny - o dziwo moje włosy, które nie przepadają za gliceryną i ziołami - balsamy pokochały :) Do tej pory próbowałam wersji marokańskiej, tureckiej i tybetańskiej. Do wyboru mamy jeszcze balsam aleppo, fiński i prowansalski. Najbardziej emolientowe są balsamy: marokański i turecki - i to je polecam właśnie najbardziej :) Opinie na KWC mają w większości bardzo dobre - naprawdę polecam, chyba że wybitnie nie znosicie gliceryny albo ziółek - choć jak już pisałam - ja nie lubię zarówno gliceryny jak i ziółek, a balsamy wielbię - czary jakieś :D


Nawilżający aloes i gliceryna - ale w towarzystwie olejów i emolientów - to powinno się udać :) Maseczki OMIA spisują się u mnie  bardzo ładnie, nawet użyte solo. Zawsze można dokapać do nich troszkę oleju :) O wersji z aloesem pisałam tutaj, a o arganowej - tu. Maseczki i składy możecie podejrzeć sobie na lawendowej szafie.



Kolejna nawilżająca maseczka z aloesem, której od biedy mogę użyć solo i jest cacy :) Jednak włosy o wysokiej porowatości z pewnością nie będą po niej dociążone tak, jak powinny. Za to wspaniale spisuje się, nałożona pod olej i tak właśnie polecam jej używać. Solo naprawdę będzie sporo za lekka ;) Recenzja maseczki i zdjęcie moich włosów po jej użyciu znajdziecie tutaj.




No i proteinki - czasem też potrzebne :)
Z proteinami w przypadku wyższej porowatości to jest różnie - czasem każde i zawsze szkodzą, czasem szkodzą tylko nieumiejętnie użyte (np. nałożone na zbyt suche włosy), a czasem włosy wręcz je kochają i na początku pielęgnacji bardzo lubią ;) 


Strasznie lubię tego biovaxa, choć ogólnie reszty biovaxów do włosów o wyższej porowatości raczej nie polecam - zdarza się, że spisują się świetnie, to mogą też robić matowe sianko ;) Tutaj otrzymujemy porządną dawkę proteinek, jest też ciężki silikon, który powinien wizualnie wygładzić włosy o wyższej porowatości - a te przeważnie bardzo tego potrzebują :) To mocna proteinowa bomba - do użycia raz za czas. Moja opinia i hymny pochwalne są tutaj.




Całkiem przyjemnie mi się współpracowało z tą ziają, mimo że zawiera hydrolizowany jedwab, za którym przeważnie moje fale nie przepadają :) Tutaj jednak maseczka ładnie wygładzała i dociążała włosy. Wiem, że spora część osób ją lubi, ale słyszałam też, że u niektórych okazała się bubelkiem. Jest jednak taniutka i myślę, że warto spróbować - zawsze może skończyć jako pianka do golenia nóg :D Moja opinia znajduje się tu :)


Bardzo lubię tego proteinowego kallosa - w składzie przed zapachem znajdziemy zarówno proteiny mleka, jak i keratynę ;) Wiadomo, że w przypadku włosów o wyższej porowatości maseczka spisać może się różnie, warto dokapać do niej troszkę oleju i nawilżacza - może to być fajna mieszanka, która zregeneruje i nawilży nam włosy :) Moja recenzja i hymny pochwalne znajdują się tutaj.


Oo, tutaj naprawdę ciężki, ale pięknie dociążający i odżywiający zawodnik. Moją recenzję możecie przeczytać tutaj, zobaczcie, jaką potrafi mi zrobić taflę z włosów ;) W składzie - aminokwasy jedwabiu i sporo emolientów, a także wygładzaczy w postaci silikonów.


Bardzo chętnie przeczytam, jakie maseczki i odżywki Wy polecacie - z własnego doświadczenia - dla wyższej porowatości :)  Całuję :*




17:21:00

Włosy w sierpniu 2015r.

Włosy w sierpniu 2015r.
Witajcie Kochani :)
Przybywam dzisiaj z nieco opóźnionym postem, opisującym sierpniową pielęgnację moich włosów :) Poniżej możecie zobaczyć moje fale bardziej pokręcone - na pierwszym zdjęciu i bardziej dociążone i proste - na drugim zdjęciu :) Na obu zdjęciach były stylizowane w ten sam sposób - wysuszone suszarką i zawinięte na kilka godzin w pętelkę. Zastosowałam tylko inny zestaw kosmetyków.




Co słychać u moich włosów?
Z początku sierpnia panowały upały, które dały nieco w kość moim włosom. Jednak to one zmobilizowały mnie do częstszego olejowania i przestawienia się w większości na emolientowe produkty. Moim włosom wyszło to na dobre :) Nie narzekam już praktycznie na puch, włosy są dużo ładniej dociążone i błyszczące.

Olejowanie:
Sierpień był miesiącem olejowania - w tym gorącym miesiącu stosowałam głównie wspaniały i cudownie dociążający olej z orzeszków ziemnych, który wychwalałam już TUTAJ. Zaczęłam teraz testowanie oleju andiroba :)

Mycie:
Na co dzień myję włosy albo balsamami mrs. potters, które zachwalam Wam chyba w co trzecim poście, albo płynem facelle sensitive, albo cudownym szamponem biolavem z winogronem i lawendą. Jeśli kolej na oczyszczanie - w ruch idzie szampon pokrzywowy barwy. Lubię te taniutkie szampony do oczyszczania i nie będę na razie szukać niczego nowego :)

Odżywianie:
Sierpień był bardzo emolientowy - na włosach bardzo często lądował mój ukochany balsam planeta organica afryka z olejem arganowym. Kupiłam go ponownie właśnie w czasie tych upałów, żeby wspomóc troszkę włosy. Spisał się idealnie :) Stosowałam również kallosy, najczęściej blueberry - trzeba go wreszcie wykończyć i zakupić tą multivitaminkę :) Wykończyłam odlewkę maski inebrya z olejem arganowym - ale tak średnio przypadła mi do gustu. Recenzja znajduje się TUTAJ. Jeśli potrzebowałam proteinek - stosowałam albo kallosa latte wzbogacanego keratyną, albo świetną odżywkę mythos z miodem, pszenicą i soją. O dziwo - kallos użyty na jakiś czas, najczęściej w złożonej pielęgnacji - nie robi mi już krzywdy, a za to cudnie wygładza i dociąża włosy ;) Nawilżacze stosuję maksymalnie raz w tygodniu, najczęściej w formie olejowania na nawilżającą maseczkę, np. biovaxa z aloesem czy kallosa aloe.

Zabezpieczanie końcówek:
Najczęściej używałam świetnej kuracji marokańskiej z avonu - o ile kosmetyków tej firmy za bardzo nie lubię, tak serum na końcówki spisuje się świetnie. Kilka razy użyłam też mlecznego serum do końcówek z yves rocher - jednak nie polubiliśmy się. Recenzja niebawem :)

Stylizacja:
Stylizacja ogranicza się do zawinięcia wysuszonych już włosów (chłodnym lub ciepłym nawiewem suszarki) w koczka ślimaka albo pętelkę :) Rano rozwijam i mam fale :)

Wcierki i porost:
Nadal zażywam witaminki B complex oraz witaminę D. Nadal nic nie wcieram - ale po witaminkach włosy rosną jak szalone, niedawno hennowałam a już odrost jest dość widoczny - jak tak dalej pójdzie, to będę hennować co 2-3 tygodnie, a nie co 1,5 miesiąca, jak do tej pory ;)


Jak Wasze włosy zniosły sierpień? :) Testujecie coś nowego? Całuję :*

14:38:00

Niedziela dla włosów z olejem andiroba i mydełkiem miodowym

Niedziela dla włosów z olejem andiroba i mydełkiem miodowym
Witajcie Kochani :)
Dzisiejsza niedziela dla włosów była pełna nowości - i wreszcie o dziwo odbyła się w niedzielę, a nie w sobotę :) Ostatnio namiętnie używałam tylko i wyłącznie oleju z orzeszków ziemnych, który wychwalałam Wam w ostatnim poście. Tym razem postawiłam na nowość w mojej olejowej przygodzie - olej andiroba. Ma on sporo kwasów nasyconych, jednak ostatnio lubię się z nimi bardziej - odkąd spadła mi porowatość. Postanowiłam także umyć włosy pierwszy raz mydełkiem miodowym od babuszki agafii - wcześniej jakoś tak się z tym ociągałam. Co wyszło z tych wszystkich eksperymentów? Zapraszam do dalszej lektury :)


Olejowanie: olej andiroba na całą noc na suche włosy
Mycie: mydło miodowe babuszki agafii
Odżywianie: kallos blueberry solo na 5 minut
Końcówki: kuracja marokańska z avonu
Stylizacja: suszarka z ciepłym nawiewem + pętelka na suchych włosach


Jak już wspomniałam, włosy naolejowałam na całą noc olejem andiroba - dla mnie ma całkiem przyjemny, lekko orzechowy zapach :) Rano zmyłam go mydełkiem miodowym od babuszki agafii - dałam odrobinkę, a spieniło się jak szalone - dawno nie miałam tyle piany na głowie i troszkę się od niej odzwyczaiłam :) Po umyciu włosów nałożyłam na nie jeszcze odrobinkę kallosa blueberry, dosłownie pół łyżeczki i głównie na końcówki, na jakieś 5 minut. Zmyłam kallosa, odcisnęłam włosy w koszulkę i w końcówki wgniotłam maleńką porcję kuracji marokańskiej z avonu. Wysuszyłam fale suszarką z dyfuzorem, ciepłym nawiewem. Suche zawinęłam w pętelkę na godzinę. Po rozwinięciu i ułożeniu się po swojemu włosy prezentują się tak:

Wyszedł mi bardzo fajny skręt - tak mi się wydaje, że może być to zasługa mydełka miodowego - uwielbiam myć nim ciało i szkoda, że tak długo ociągałam się z wypróbowaniem go na falach. Włosy
są dokładnie takie, jak lubię - umiarkowanie dociążone, ale nie przylizane i nie przeciążone :) W dotyku bardzo miłe, bez puchu i odstających włosków. No i kolorek dość żywy, po niedawnej hennie. Z pewnością mydełko i olej andiroba będę testować dalej - spodziewajcie się recenzji za kilkanaście dni :)

I na koniec zasmarkani my ;);)


Jeszcze raz przypominam o konkursie - można wygrać 3 kremy KAILAS - są świetne na podrażnienia po depilacji i ukąszenia po komarach czy meszkach:) KLIK
 


Dajcie znać, czego użyłyście tej niedzieli - może się na coś skuszę :) Całuję :*